Nareszcie po chyba 2 miesiącach udało się wygospodarować więcej czasu , który zgrałby się jednocześnie z dobrą pogodą, by pojeździć na Iżu. W sumie było to możliwe tylko dlatego, ze weekend miał trzy a nie dwa dni, które z reguły nie sprzyjały Iżowaniu.
Pomysłu na wycieczkę nie było wcale. Chciałem skorzystać ze złoto jesiennej aury by porobić kolorowe fotki.
Zdecydowałem się wyjechać ze Świdnicy (I) w kierunku Pieszyc (B), a tam pokręcić się po fantastycznych serpentynach, których w tych rejonach nie brakuje. Dojeżdżając do Pieszyc zrobiłem kilka fotek.
Następnie z rozpędu, zapominając o serpentynach, pognałem do Bielawy (C), w której zorientowałem się, że znajduję się nie tam gdzie trzeba. W związku z tym należało zmienić nieco plany. Pojechałem inną, nieznaną mi dotąd drogą w kierunku Nowej Rudy.
Droga obfitowała w mnóstwo serpentyn o bardzo dobrej nawierzchni.
Po chwili stało się jasne, ze robię pętlę wokół gór Sowich. Tego się więc trzymałem. Po naprzemiennym wspinaniu się i zbieganiu z pagórów dotarłem do Walimia (D) i jego podziemnych fabryk.
W Walimiu stwierdziłem, że jest za wcześnie by już kierować się w drogę powrotną. Odbiłem od pierwszego zamysłu i pognałem w przeciwnym kierunku niż dom. Nadrabiając tym kilkadziesiąt fajnych kilometrów.
Pognałem na południe a tam poruszając się wzdłuż granicy odwiedziłem m.in. Mieroszów (E) i Chełmsko Śląskie (F), w którym zrobiłem zdjęcie drewnianych domów tkaczy, ale tak nie schodząc z motocykla
Stamtąd szybszym niż do tej pory tempem ruszyłem w kierunku Kamiennej Góry (G) a następnie przez Bolków (H) do domu.
Pogoda naprawdę dopisała. Było bezwietrznie co pozwalało na czerpanie całkowitej przyjemności z jazdy. Nie brakowało również debili na drogach, ale to już inna historia. Ważne, że udało się nakręcić na bieżnik ponad 170km. Nie mniej jednak apetyt nie został do końca zaspokojony.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach