Tydzień temu umówiłem się z Dzielnymi Głodomorami (czy jakoś tak ) na wspólną dłuższą iżową trasę. Niestety, w ostatniej chwili musiałem odwołać swoją obecność i niedosyt pozostał. Dziś był czas i pogoda, skorzystałem więc z okazji i wyskoczyłem w górki.
Jeżeli przyjąć, że do dotarcia silnika złożonego na używanych częściach (za wyjątkiem wyszlifowanego cylindra, nowego tłoka z pierścieniami, sworzniem oraz normaliów) potrzeba 1000km, to wyjeżdżałem na dotartym motocyklu. Wykorzystałem niskie temperatury, jakie zafundowała nam tegoroczna wiosna, dzięki temu ułożenie silnika zajęło mi kilka popołudni i jeden weekend. Oczywiście pierścienie nie dopasowały się jeszcze do końca w cylindrze (widzę to po ciśnieniu sprężania, które mierzę co paręset kilometrów) ale maszynka chodzi bardzo gładko, o niebo lepiej niż na starym napędzie.
Wyjechałem jak zwykle na południe, jak zwykle zacząłem od Ślęży (tym razem objechałem ją od zachodu) i jak zwykle uderzyłem w Góry Sowie. Inaczej niż zwykle, dziś przeskoczyłem je przez Przełęcz Jugowską. Ta przywitała mnie całkiem sporymi odcinkami zalegającego w cieniach śniegu.
Zjechałem do Nowej Rudy i zacząłem zastanawiać się co robić. Było parę możliwości, zdecydowałem się na Trasę Stu Zakrętów. Góry Stołowe nieźle widać już kilka km przed Radkowem, w którym zaczyna się ta droga.
Obowiązkowa fota z cyklu pozdrowienia spod kamienia. Postój tam jest teraz nielegalny - na całej trasie pojawiły się wielkie żółte tablice informujące o tym, że można zatrzymywać się tylko w wyznaczonych i odpowiednio oznakowanych miejscach.
Nie mogłem nie przystanąć pod Szczelińcem Wielkim. Na szczycie trwała chyba jakaś impreza - wiara intonowała pieśń libacyjną tak głośno, że słyszał ich pewnie cały powiat.
Na parę kilometrów wleciałem do Czech. Widoczek strzelony pod Červeným Kostelcem. Na horyzoncie ośnieżona Sněžka.
Przed Kralovcem. W tle Góry Krucze.
Jeszcze jedno spojrzenie na Śnieżkę...
jeszcze jedna pofałdowana, pusta dziś dróżka....
...i znów jestem w Polsce.
Minąłem Lubawkę i zjechałem do Kamiennej Góry. Potem jak zwykle: Bolków, tankowanie w Jaworze, Prochowice, Ścinawa, Wołów... nie wiedzieć kiedy zrobiłem prawie 340km.
Mimo niskiej temperatury było bardzo słonecznie i cała trasa zleciała mi dziś błyskawicznie. Jechało się całkiem elegancko, choć w zasadzie bardziej od spraw turystyczno-krajoznawczych interesowały mnie te związane z układaniem się nowego silnika. Iż spalił trochę więcej niż zazwyczaj (4,05l/100km) ale nie widzę powodów do niepokoju. Więcej niż zwykle jeździłem w górach na trzecim biegu, ogólnie kręciłem szybciej także na płaskim. Ewentualne regulacje będę przeprowadzał dopiero wtedy, gdy pierścienie złapią pełną szczelność. Na razie nie jest źle.
Widzę, że zima nie odpuszcza nad poziomem morza. Ładne krajobrazy tam macie. No i widzę że motorek nabiera nowych sił. W górzystym terenie to chyba szybko te pierścienie złapią szczelność.
Mam rodzinę w Lubinie, ale wstyd przyznać, poza większymi miejscowościami nie znam prawie wcale tamtych okolic. Może kiedyś uda się je zwiedzić.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach