A u nas we Wrocławiu była powódź i od 1997 historia jest pisana od nowa a wszystko co było wcześniej zostało skasowane. Tak w wydziale komunikacji jak i urzędzie skarbowym bo wszystko popłynęło do Szczecina. I jak kolega Katalina ma czas to może naszych dowodów szukać w Zalewie.
To oczywiście taki półżart... Panowie, co tu roztrząsać? Obecnie każdy pojazd jest rejestrowalny na zabytek. Trzeba mieć naprawdę pecha żeby to nie poszło.
Oświadczenie, które składamy zawiera w treści informację, że kupując pojazd nie otrzymaliśmy żadnych dokumentów bo jak twierdził sprzedający ich nie posiada i nic poza tym. Nie ma tam mowy o wyrejestrowaniu.
FK napisał/a:
Co wtedy mówimy, gdy z okienka pada pytanie/stwierdzenie to pojazd jest dalej w ewidencji wiec trzeba szukać tablicy i dowodu. Jeżeli sprzedający nie posiada dokumentów to jak udowodnić, że był prawowitym właścicielem, może to pytanie paść wytrącając nas z torów pewności o możliwości rejestracji.
grigorius napisał/a:
FK pamiętaj, że oświadczenie składasz pod rygorem odpowiedzialności karnej więc jakby się okazało coś tam inaczej, faktycznie został by odnaleziony po numerze ramy jakiś faktyczny właściciel to masz przesrane.
hrabia_T napisał/a:
Trzeba mieć naprawdę pecha żeby to nie poszło.
No i teraz tak hipotetycznie, ale całkiem realnie idziecie sobie z tymi kwitami "od życzliwego kolegi", bo akt własności jednak musi być, a Pani w okienku po sprawdzeniu stwierdza, że taki motocykl o takich nr ramy jest w ewidencji zarejestrowany na kogoś innego. I co? I wykonuje telefon do odpowiednich służb, a ty jesteś oskarżony o złodziejstwo/paserstwo (do wyboru) i składnie fałszywych oświadczeń (5 lat).
To, że się udaje w prawie 100% przypadków w ten sposób zalegalizować pojazd wynika z bałaganu jeszcze panującego w kartotekach i faktu, że mamy do czynienia z pojazdami kilkudziesięcioletnimi, z youngtimerami to może już być poważny problem.
PS. Podczas rejestracji Pucha "na zabytek" moja ulubiona pani z WK znalazła w ewidencji WSK o takich samych nr ramy jak mój motocykl. Cóż tego, że Puch do Wski to jak Moskwicz do Opla. Bez interwencji u kierownika wydziału się nie obyło, a sytuacja była już nerwowa, ponieważ pani uparcie twierdziła, że motocykl o takich nr ramy (VIN) już w systemie jest i próbowała coś insynuować.
Dlatego napisałem, że opcja z oświadczeniem jest dobra tylko w przypadku, gdy faktycznie uczciwie kupujemy i wiemy, że nie jest zarejestrowany na kogoś innego. Brzmi śmiesznie ale niestety tak to wygląda. A znam przypadek, że gościu sprzedał motocykl jednemu a papiery drugiemu. Ten pierwszy chciał zarejestrować na zabytek, drugi na kwity no i wyszły dwa motocykle o tym samym numerze. Oczywiście sprzedający za to wpadł w niezłe kłopoty ale fakt faktem straconych nerw i zdrowia nikt kupującym nie odda.
Dlatego napisałem, że opcja z oświadczeniem jest dobra tylko w przypadku, gdy faktycznie uczciwie kupujemy i wiemy, że nie jest zarejestrowany na kogoś innego.
To jest tylko jedna taka sytuacja, a mianowicie wtedy gdy kupujemy od faktycznego właściciela który dokumenty zagubił i wyraźnie to zaznaczamy w umowie.
grigorius napisał/a:
A znam przypadek, że gościu sprzedał motocykl jednemu a papiery drugiemu
Też znam taki przypadek, znam przypadek gdy "importerzy ze wschodu" często w ten sposób dwa razy zarabiają na jednym motocyklu.
I dlatego te swoje dywagacje spisałem, aby nie udzielać tak bezkrytycznie porad typu "spisz se umowę, zrób białą kartę i wal do WK"
Ja mam inny, ale chyba też często występujący problem. Otóż swojego "jeżyka" dostałem 30 lat temu od wujka. Miałem nawet dowód rejestracyjny, ale przepadł "w pomroce dziejów". Wtedy nawet nie myślałem o rejestracji.
Motor stał już z 5 lat w szopie i groziło mu albo złomowiska, albo ciotka zrobiłaby z niego grzędę dla kur. Pogrzebałem, coś tam dokupiłem i zagadał. Byłem szczeniakiem i służył mi głównie do jeżdżenia po wertepach. Kiedy coś tam sie popsuło postawiłem w innej szopie, trochę porozkręcałem, ale na prawie 25 lat dałem sobie siana, zwłaszcza, że młoda żonka raczej nie podzielała moich pasji. Miałem też inny motorek (MZ TS 250), a potem trzeba się było ustatkować. Wujek poszedł sobie na "niebieskie pastwiska", a mnie po 25 latach naszło żeby zrobić "jeżyka" i może nawet zarejestrować.
I co teraz? Próbować "po prawie legalu", czyli dotrzeć do żyjącej ciotki. może ma gdzieś numery dowodu wujka, spisać na starym papierze umowę np. darowizny i wcisnąć kit w Wydz. Komunikacji? Czy może, jak podpowiada mi znajomek , który regularnie robi tego typu przekręty, załatwić kwity z zaprzyjaźnionego złomowiska (ma takie!) że kupiło się ramę i części o podanych numerach, a potem działać "na zabytek"? Na 99% motor nie został wycofany z ruchu. Jestem nauczycielem, więc nie chciałbym robić "wałków" grożących odpowiedzialnością karną, bo za to można z pracy wylecieć, ale z drugiej strony jakie jest inne w 100% legalne wyjście?
_________________ Denerwować się to tracić własne zdrowie z powodu cudzej głupoty.
Na 99% motor nie został wycofany z ruchu. (..)
załatwić kwity z zaprzyjaźnionego złomowiska
Czyli co? Jeden komplet dokumentów w WK to za mało? No zawsze można mieć nadzieję, że oryginalna teczka spłynęła kanałem do Necka i tam zatonęła
Darek napisał/a:
może ma gdzieś numery dowodu wujka, spisać na starym papierze umowę np. darowizny i wcisnąć kit w Wydz. Komunikacji?
Wskrzeszamy wujka? Tak, ta droga wydaje się być najmniej wyboista, ale jednak nielegalna. Do spisania takiej umowy na starym papierze przydałby się jeszcze stary długopis, najlepiej taki którym kiedyś podpisywano porozumienia stoczniowe, on może by od razu rozgrzeszył.
Darek napisał/a:
Jestem nauczycielem, więc nie chciałbym robić "wałków" grożących odpowiedzialnością karną, bo za to można z pracy wylecieć,
Taka konkluzja? Od tego trzeba było zacząć!
Darek napisał/a:
jakie jest inne w 100% legalne wyjście?
Widzę dwa wyjścia. Pierwsze to spisanie umowy z ciocią. W tym przypadku należałoby ustalić czy w postępowaniu spadkowym majątek w postaci Iża przeszedł na jej własność, jeżeli są na to dokumenty to nie ma problemu. Drugie wyjście to zostanie właścicielem poprzez zasiedzenie. W tej sytuacji musimy założyć sprawę w sądzie.
Wiesz, tak sobie pogdybałem. Znajomy rzeczoznawca raczej poleca mi drogę przez złomowisko. Trzeba tylko sprawdzić, a właściwie potwierdzić znany mi fakt, że motocykl nie figuruje w bazie skradzionych. Przciez zawsze mogę oddać klamoty na złom i potem je "odkupić". Rozsądek (a może diabeł) podpowiada, żeby droga do rejestracji nie była przypadkiem dłuższa niż wiek mój, albo nawet sprzętu. A co do zwolnienia z roboty, to jak mawia jeden z kolegów, może wreszcie wezmę sie za jaka uczciwa pracę . Pozdrewienia od belfra "Samochodówki" z Łodzi
_________________ Denerwować się to tracić własne zdrowie z powodu cudzej głupoty.
Przciez zawsze mogę oddać klamoty na złom i potem je "odkupić".
Nie do końca, ktoś musiałby wyrejestrować taki motocykl wcześniej w WK, w innym przypadku dublujesz dokumentację.
Darek napisał/a:
Trzeba tylko sprawdzić, a właściwie potwierdzić znany mi fakt, że motocykl nie figuruje w bazie skradzionych.
A jak chcesz to zrobić? Nie jest to takie proste jak się wydaje, chyba, że masz wtyki.
Darek napisał/a:
Znajomy rzeczoznawca raczej poleca mi drogę przez złomowisko.
To ciekawe czy tak by również doradzał gdyby ktoś pożyczył sobie na wieczne nieoddanie jego motocykl i miał pełną świadomość, że złodziej zrobi sobie kwity przez "złom".
Ty masz przecież sprawę prawie całkiem jasną i legalną dlaczego to komplikować? Chyba, że ciocia za siostrzeńcem nie przepada
Obojętnie jaką drogę wybierzesz to i tak to się wiąże z tworzeniem/odtwarzaniem dokumentacji i kosztami, więc dlaczego nie zrobić tego legalnie?
Moja mama zwykła mawiać, że "daleko dupa od oka", więc nie ma się co na razie martwić, tylko sprzęt kompletować i remontować. Głównie chodzi mi o to, żeby miesiącami nie błąkać się po sądach i urzędach i nie zawracać gitary niewinnym ludziom. Tak to już w naszym kraju jest, że droga legalnego działania jest dłuuuga i często ma ślepe odgałęzienia, a naginając prawo idzie się "na skróty". Wcale tego nie pochwalam i staram się unikać, ale life is brutal. Cioteczki (dość miłej) nie widziałem już w realu ponad 20 lat, bo się przeprowadziłem, ma teraz pod 90-tkę i być może coś jeszcze kojarzy, a może i nie. Z tym złomem to akurat w moim przypadku większego przekrętu nie ma. W końcu motocykl jest faktycznie mój i mogę go tam oddać, a potem się rozmyślić . W Policji wtyczkę się znajdzie bez problemu, bo kilku uczniów dobrze mnie wspominających tam pracuje i staremu wychowawcy nie odmówią. Chwilowo żegnam, bo właśnie jadę do rodziców, żeby zabytka porozbierać i do domu ściągnąć, a może się jeszcze jakaś brakująca duperelka (głowica, głowica!!!) znajdzie. Ahoj!!!
_________________ Denerwować się to tracić własne zdrowie z powodu cudzej głupoty.
Witajcie, mam pytanie odnośnie rejestracji na żółte blachy. Sprawa wydaje się być zawiła i lekko mnie odstrasza, może mi podpowiecie co dalej. Otóż mój ojciec kupił motocykl w 87r i jest na to umowa kupna sprzedaży. Niestety nie ma dowodu rejestracyjnego. Z tego co wiem nic dalej nie było robione w temacie rejestracji pojazdu na mojego ojca. Tato zmarł 2 lata temu, była sprawa spadkowa i motocykl nie został w niej ujęty. Co teraz?
E, to chyba trochę prostsze od mojej sprawy. Jeśli w umowie masz numer rejestracyjny, lub tablicę na motorze, to spróbuj ustalić gdzie był ostatnio zarejestrowany. Dawne gminne Wydz. Komunikacji przekazały dokumenty do powiatów, więc trzeba poszukać. Po drugie, jeśli nawet motocykl nie był ujęty w tzw. masie spadkowej, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby to zrobić. Ty masz przynajmniej umowę, a ja kiedyś dostałem motor "na gębę", nic potem nie zrobiłem, a teraz to dopiero jest labirynt.
_________________ Denerwować się to tracić własne zdrowie z powodu cudzej głupoty.
Tablicę mam, nawet tę co w umowie Mam 2 umowy, między poprzednimi właścicielami i druga z moim ojcem. Z tego co widzę to rejestracje ma od 1 umowy te same. Urząd miasta i gminy Wieluń. Następny kupujący podpadałby teraz pod Wieruszów.
Jakbyście polecali mi zrobić tak, żeby motocykl był na mnie? Włączyć motocykl do masy spadkowej? "Spisać" umowę z moim ojcem? Czy próbować przez zasiedzenie?
Musisz sam wybrać, ale zasiedzenie będzie chyba najbardziej krętą drogą. "Na legalu", to włączenie do spadku, ale też trzeba się nachodzić. Kolega nickeledon pewnie tego nie pochwali, ale wychodzi, że lipna umowa darowizny z tatą to droga najkrótsza. Masz na pewno wszystkie dane typu nr dowodu, PESEL itp. Nie wiem tylko ile Ci policzą opłat w Urz. Skarbowym, choć może będziesz zwolniony.
Ja jednak nikogo do naginania prawa nie namawiam. Je tylko "głośno myślę". Mnie czeka zdecydowanie trudniejsza droga.
_________________ Denerwować się to tracić własne zdrowie z powodu cudzej głupoty.
Ostatnio zmieniony przez Darek Pon 15 Lut, 2016, w całości zmieniany 1 raz
To, co ktoś sobie sam wymyśli i zastosuje, to, o czym można sobie pogadać w prywatnych rozmowach nie ma dla mnie znaczenia. Jednak to forum istnieje w przestrzeni publicznej a wątek o rejestracji jest ogólnie dostępny bez logowania. Więc z tego chociażby powodu wnioskowałbym o powściągliwość.
Darek, ja mam bardzo podobna sytuację jak twoja. Co prawda mam dowód ale umowa była lipna i nie mogę jej przedstawić. Ja decyduję się na sąd i zasiedzenie. Z tego co się orientuję koszt na poziomie 200 pln i trochę cierpliwości.
W Policji wtyczkę się znajdzie bez problemu, bo kilku uczniów dobrze mnie wspominających tam pracuje i staremu wychowawcy nie odmówią.
Oni też się boją, bo jak przy sprawdzaniu system wyrzuci, że coś jest z pojazdem nie w porządku to zaczynają się problemy bo system automatycznie alarmuje (tak słyszałem).
[ Ja osobiście namawiam do wybierania żmudnej, ale legalnej drogi. Mamy spokojne sumienie. Dosyć powszechne (niestety) społeczne przyzwolenie dla chodzenia na skróty odbija się w końcu na tych pechowcach, którym ktoś ukradł pojazd a później ktoś inny go zarejestrował. To napędza złodziejstwo. Ma być trudno zalegalizować pojazd bez papierów!! Dla dobra nas wszystkich. ]
Nie pisałbym takich rzeczy, gdyby moja sytuacja była w jakikolwiek sposób niepewna. Ja mam motocykl absolutnie legalnie i nie muszę się obawiać, że coś z nim nie w porządku. Zdaje się jednak, że nie mając dokumentów i tak będę musiał mieć zaświadczenie, że pojazd nie jest kradziony. Ja nie pochwalam łamania prawa. Problem w tym, że nawet mając taki zabytek w pełni legalnie, trzeba czasem udowadniać, że nie jest się przysłowiowym wielbłądem. Ludziom mogą wtedy nerwy puścić i sięgają po "naginane" sposoby. w moim przypadku rysuje sie szansa na "pełny legal".
_________________ Denerwować się to tracić własne zdrowie z powodu cudzej głupoty.
Dzięki za link i cenne podpowiedzi. Zasięgałem języka w najbliższej rodzinie i wychodzi, że właśnie zasiedzenie będzie dla mnie najlepszym i w pełni legalnym sposobem uregulowania sytuacji mojego "Jeżyka".
_________________ Denerwować się to tracić własne zdrowie z powodu cudzej głupoty.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach