Miałem ostatnio ten sam przypadek co Jarcco.
Nie było typowego objawu dla uszkodzonego kondensatora i szukałem wszędzie tylko nie tam. Wymieniałem świece przekładałem gaźniki i wiele innych czynności jeszcze wykonałem.
A tu się okazała taka bzdura, której wymiana trwała zaledwie 2 minuty eh.
Na V jeżo-pikniku kondensatory były na topie. Byłem świadkiem wymiany co najmniej dwóch. A więc jutro lecę do sklepu po zakupy.
[ Dodano: Sro 09 Lip, 2014 ]
Taaaka awaria: na tydzień przed piknikiem jeżozwierz był wyprowadzony na prostą i sprawdzony na trasie głównie służbowej Legnica - Lubin. A tu nagle zapodziały się dokumenty. Cała rodzina została postawiona na nogi gdyż budżet pikniku nie mieścił kosztów wyrobienia nowych dokumentów. Mój pierwszy piknik stanął pod znakiem zapytania.
Mama szukała w garażu, żona z córkami (Zosia 3 lata i Irenka 1,5) w domu. I nic. Nigdy niczego nie gubię ale czasem odkładam tak, że nie wiem gdzie. Poszukiwania trwały 3 dni a atmosfera się zagęszczała i nikt się do mnie nie zbliżał. No i znalazłem je tam gdzie położyłem. Oczywiście, że były na półce w garażu w pudełku ze skrzynią biegów
No to jadę - dokładnie w piątkowe popołudnie po pracy. Wielka ulga. W Jaworze po 60 km tego dnia iż gaśnie a akumulator nie daje oznak życia. Ładowanie jest. Czyżby to koniec mojej wyprawy? Podejmuje odważną decyzję: jadę beż świateł, czego nigdy nie robiłem. A że w stadzie raźniej to podczas piknikowych kilometrów mało mi to przeszkadzało. Cieszę się, że tam byłem, to był piękny czas.
Dzięki chłopaki i przepraszam, że jeździłem bez świateł.
Stało się około 3 km od domu. Kontrolka ładowania jaśniała w miarę dodawania gazu.
Po przeliczeniu odległości, poboru prądu i mocy prądnicy zdecydowałem że spróbuje dojechać do domu.
Równie nieodpowiedzialnie jechałem bez świateł
Diagnozę poprzedziłem grzebaniem po forum i eureka
Motocykl: Iż-49
Posty: 397 Skąd: Rzeszów i okolice
Wysłany: Pon 11 Sie, 2014
Abyście mieli okazję uczyć się na moich błędach (pewnie gdzieś o tym jest ale głośno i wyraźnie raz jeszcze):
Nigdy:
- nie dolewajcie mieszanki z miksolem jak w środku w baku jest coś na semisyntetyku i vice versa
- nie malujcie wewnątrz zbiornika czymś w rodzaju anticoru (pomimo że ponoć jest odporny na benzynę)
Mój Iż od kilku miesięcy jeżdził jakoś gorzej, ciągle były problemy z gaźnikiem, benzyną itp. Wreszcie wziąłem się cały system zasilania, zlałem całą zawartość zbiornika a tam dwie niemieszalne frakcje, jedna czerwona, druga żółta, na dnie wielkiego słoika jeszcze ze 2cm szlamu z anticoru... Kranik zapchany, filtr paliwa zapchany, w komorze pływaka syf, na dyszy przylepiony syf, coś niesamowitego że pomimo tego motocykl dał się uruchomić.
Postanowiłem jeździć od teraz konsekwentnie na miksolu, wiadomo, że od mieszania różnych napojów można się pochorować, widać ma to też zastosowanie do Iży.
Wynika z tego że jeśli Iż złapie benzynę to śmieci mu nie straszne bo odpala U mnie nadal to samo, czyściłem gaźnik, wydaje się czysty, ale nie odpala. Jak wstrzyknę przez odprężnik odpali ale trzeba mu dużo podawać paliwa na manetce bo bez tego gaśnie, nawet na maksymalnie wykręconej dyszy wolnych obrotów. Przy okazji sprawdziłem sprzęgło i jedną tarczkę miałem pękniętą, może dla tego się ślizgał. I wymieniam linki jutro (brak czasu, poprawki naglą )
Czyli dobrze zrobiłem że mi się nie chciało niczym malować zbiorników w środku. Ale swoją drogą to w dwutaktach lałem różne oleje, nawet syntetyczny na dotarciu z powodu nadgorliwości, ale nigdy nie wykryłem żeby się coś nie mieszało.
Motocykl: Iż-49
Posty: 397 Skąd: Rzeszów i okolice
Wysłany: Pią 17 Lip, 2015
Coś wątek trochę zamarł, czyżby Iże stały się zupełnie bezawaryjne? Może, ale nie mój!
Kolejna usterka: pękł mi popychacz sprzęgła tuż przez wejściem do otworu w wałku głównym co skutkowało tym, że krótszy fragment krzywo się układał i nie dało się całkowicie rozłączyć sprzęgła, jednocześnie odkręcił mi się kosz sprzęgłowy chociaż myślałem, że przykręciłem go naprawdę mocno, może dlatego, że miałem nieoryginalną podkładkę pod nakretką mocującą kosz sprzęgłowy. Tym razem zabezpieczyłem nakrętkę klejem do gwintów.
To i my coś mamy:
Nasz "mały Iż" K-55 zrobił nam psikusa. Na oryginał raczej nie było co liczyć ale prawie identyczna podpasowała od MZ. Jest delikatnie mocniejsza.
sztyga20, mogłeś zastosować zabezpieczenie nakrętki, które mogłeś zrobić z cienkiej blaszki.
Ja takie zabezpieczenie stosuję z powodzeniem i problem odkręcania się sprzęgła przestał istnieć
Motory się nie psują, na forum posezonowy zastój wiec napiszę o mojej ostatniej awarii...a tak, miewam czasem takie tam
Po awarii ładowania (temat niestety nie jest jeszcze rozwiązany) jeździć się chciało. Akumulator żelowy 4,5 Ah wystarczy na ok 30 km więc woziłem w sakwie kwasowy 11 Ah akumulator na powroty do domu. Wystarczyło wyciągnąć z sakwy kable i wpiąć je w instalacje. Zasięg to spokojnie ponad 100 km bez świateł
A tymczasem czekam na regulator...
Spektakularna piknikowa awaria. Dezintegracji uległ tylny wieniec zębaty.
Zakupiony lata temu leżał na zapasie i w zeszłym roku z powodu dużego zużycia wcześniejszego elementu założyłem żelastwo. Nie przyglądałem się zbytnio, ponieważ wyglądał zdrowo, wrzuciłem w proch i do motocykla. Jednakże po pierwszych paru setkach musiałem wieniec podspawać, a po kolejnych jeszcze raz, później przez około 3 tys. był spokój aż do Pikniku. Po demontażu przyjrzałem się bliżej i wyszło szydło z worka, ktoś kto regenerował tylną zębatkę był bardzo twórczy, do bębna hamulcowego najpierw przyspawał ok. 2 mm pierścień a dopiero na niego wieniec zębaty. Efekty widać na zdjęciach.
W drodze powrotnej z Zagórze spaliła mi się żarówką, która już nie miałem światła mijania, jedynie co przyszło mi do głowy to wrzucić do przodu zapasową tylną żarówkę, którą akurat miałem a zmierzch już mocno postępował
Jedyny mankament jest taki, że kaliber tylnej jest znacznie mniejszy od przedniej więc zastosowałem klina i zasilanie przytknąłem do żarnika 35W, w brew pozoru, że włożyłem ją na pałę by tylko świeciła to świeciła naprawdę dobrze
Nie ujechałem za daleko od miejsca pierwszej awarii gdy nagle zamilkł mi silnik, okazało się że znikła iskra, zajrzałem do przerywacza a tam wałek platynki został wybity z przerywacza, który pękł. niestety jedynym pomysłem jaki wpadł mi wtedy do głowy było złapanie tego drutem chromoniklowym 0,4 mm, na nowo ustawiłem przerwę i tak już dojechałem do domu bez przeszkód jak by nigdy nic
Po raz kolejny zawiodła mnie współczesna części, którą wymieniłem niecały miesiąc temu, na szczęście jeszcze znalazłem w garażu pudełko ze oryginalnymi starymi a przede wszystkim dobrymi przerywaczami, na których tylko teraz będę jeździł.
Dziadosko produkowane części to coraz większa plaga. Jedynym sposobem na wywalenie dziadów z rynku to pisanie co i u kogo kupione to złom. My nie kupimy u sprzedawcy, a sprzedawca nie zakupi od producenta. W końcu to nasza kasa, a ceny części idą w górę jak oszalałe (szkoda, że nie idzie to w parze z jakością).
Może to nie awaria ale naprawdę niewiele brakuje by takowa nastąpiła.
Przy okazji odświeżania planetki, podczas przeglądu zespołu napędowego, moim oczom ukazał się zabierak koła którego stan spowodował przyspieszone bicie serca:
Przyznaję się, że ostatni raz zaglądałem tam jakieś 22 lata temu ale takowego widoku to się nie spodziewałem.
Przy okazji stwierdziłem podobne zużycie zabieraka koła
Dodatkowym smaczkiem (o którym w ogóle nie pamiętałem) jest pełna zębatka napędowa.
Po rozmowie z ojcem, ustaliłem, że jest to jeszcze jego wyrób z lat młodości, gdy ciężko było dostać jakiekolwiek części zamienne. (pracował on w ZNMR tj. Zakładzie Naprawy Maszyn Rolniczych) i łatwiej mu było dostać kawałek jakościowej stali niż właśnie części zamienne do motocykla.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach