Prognoza na weekend wręcz zmusza do polatania na motIŻe. Sobota lub niedziela, decyzję podejmę sam lub z chętnymi do wspólnego nawiedzenia Roztocza, a jak się dobrze rozpędzić, to można zahaczyć o lasy janowskie.
Zdecydowałem, że jadąc na spotkanie ze ściana wschodnią nie będę pogłębiał kolein na [835] i pojechałem przez Krzczonów i Żółkiewkę. Okrążyłem Roztoczański Park Narodowy, przeciąłem go z góry na dół i w poprzek, kilka kilometrów szutru, Szczebrzeszyn, Zwierzyniec i powrót mniej więcej tą samą drogą. Tak minęło całe popołudnie i 280km. Jeździłem nie fotografowałem, z jednym wyjątkiem, las po horyzont koło Szczebrzeszyna.
Idę z Psem, 12.09 SMS z informacją o nagłej potrzebie rozruszania łożysk w kołach, start o 12.45.
Nie trzeba mi dwa razy powtarzać, Iż czeka pod jabłonką
Pies do domu, buty, kask, rękawice i jazda. W punkcie zbornym są autor smsa Skrzydlaty, organizator zlotów NSU Radek, a z Nimi mała i duża 350tka.
Ruszamy na południe od Lublina, asfalt, dużo szutrów, polne i leśne drogi.
Pierwszy postój w jesiennych liściach, zsiadamy, Skrzydlaty podchodzi do kupy liści i wyciąga z niej puszkę Żywca, gdyby nie pasek od kasku to szczena by mi opadła. Spodziewam się jeszcze dwóch sztuk, ale ta jedna okazuje się być pustą podkładką pod boczną stopkę Nie ma piwa, są fotki w liściach.
Klucząc między polami , domami natykamy sie na takie M1, a raczej D1
Wszyscy wiemy, że takimi sprzętami to "można pole orać", nie omieszkaliśmy ugruntować tą opinię czynem.
Po skończonej robocie odpoczynek na podwórku przy studni
i dalej przez Krężnicę, Osmolice, kilka Bychawek, docieramy do Bychawy. Tam dwa NSU, przy paczkomacie, osaczają kobietę by dowiedzieć się gdzie tu dają kawę.
Znają się na robocie, wiemy gdzie, jedziemy. Swoją drogą gdybyśmy mieli ochotę na wódkę wysłalibyśmy ruska .
Motory karnie czekają na jeźdzców uzupełniających kofeinę w różnej postaci.
To punkt zwrotny, więc wracamy.
Dzięki dla Skrzydlatego za pomysł i zaproszenie.
Chciałbym podać pomocną dłoń Tym , którzy zrezygnowali z odpalania rac na marszach Niepodległości i teraz zastanawiają się jak spędzić 11.11. Możnaby nawiedzić, na motorach, miejsca związane z Legionami piłsudskiego, lub polatać bez celu, lub to i to w miksie.
Niestety sezon motocyklowy zakończyłem 30 października.
Ilekroć zaczynam rozważać odprowadzenie Iża do gawry to pogoda mówi mi, że jeszcze nie pora. Tak też było wczoraj (11.11), bezwietrznie, suchy asfalt, aut wyjątkowo mało, nawet jak na dzień świąteczny. Czysta przyjemność.
tomboj napisał/a:
Ale chętnie obejrzę fotorelacje z ustawki.
Dziś umieszczę kilka fotek.
[ Dodano: Nie 13 Lis, 2022 ]
Wyjechałem o 12 tej, 5 minut i byłem na ul. Północnej, górki czechowskie gdzie obok dość znanego pomnika ofiar egzekucji więźniów zamku lubelskiego jest przycupnięta mogiła Legionistów
Teraz dłuższa jazda do Samoklęsk. Znajduje się tam pomnik Legionistów walczących z rosjanami koło Kamionki
Zawracam na południe do Jastkowa. To chyba najbardziej znane z miejsc poświęconych Legionom, miejsce Ich największej, samodzielnej bitwy. Moja bytność w Jastkowie zbiegła się z nawiedzeniem cmentarza przez dwa autokary strażaków, gospodyń wiejskich, weteranów, harcerzy i działaczy. Kwiaty, trąbki i sztandary. Odegrano Hymn i Pierwszą brygadę. Wszystko trwało może 10 minut. Tak jak by dla odfajkowania bytności, ale może się czepiam.
To na tych polach rozegrała się wspomniana wcześniej bitwa i to stąd Legioniści ścigali wycofujących się Rosjan, przez Krasienin, aż do potyczki pod Kamionką.
Przez te pola wąskimi drogami dotarłem do Dąbrowicy. Był tu i stąpał po tej ziemi JP, nie, nie pomieszałem tematów, oczywiście JP "Ziuk".
Z Dąbrowicy, przez Uniszowice, Bełżyce, Chodel do Urzędowa. Ciekawa, że na tym odcinku minąłem się z trzema Goldwingami, to chyba połowa motocykli, nie licząc skuterów, jakie spotkałem tego dnia. Chyba, że był jeden GW, który mnie dwa razy zdublował.
Ale wracając do sedna, Urzędów to miejsce, które można uznać za początek
lubelskiego epizodu Legionów Piłsudskiego. Bili się tu i prowadzili rekrutację.
To ostatni punkt odwiedzin miejsc związanych z legionami, przez Wilkołaz i dalej starą "19" do Lublina. Muszę powiedzieć, że była to jedna z przyjemniejszych, krótkich jazd tego roku. Wisienką dziegciu na na tej przyjemności jest to, że 10 km od domu podła mi cewka zapłonowa, o ironio zapasową woziłem od Pikniku, ale ze dwa tygodnie temu wróciła na półkę w garażu. Motor do soboty został na stacji benzynowej.
Pierwotnie kombinowałem z trasą tak, by miała ona 104 km - 104 rocznica. Gdybym zrezygnował z jednego, dwóch miejsc pamięci mogło by się to udać. Ostatecznie przejechałem 158 km plus ostatnie 10 w sobotę.
Chciałem tylko napisać, że czytam te sprawozdania z wielkim zainteresowaniem. Co prawda tematy bogoojczyźniane trochę mniej mnie interesują, ale i tak chętnie poczytałem.
Sam nieraz pisałem podobne sprawozdania z opisami, fotkami i mapkami nawet... i wobec braku jakiegokolwiek odzewu trochę mi się odechciało. Dlatego wiem, jak ważna jest interakcja z czytelnikami.
W ostatnich dniach Ściana wschodnia została wsparta mocną grupą z północnego zachodu w sile 49, Avo, CZ.
A, że czasy mamy niespokojne postanowiliśmy zweryfikować rządową propagandę na temat obronności Kraju.
Początek weryfikacji nie wypadł najlepiej. Po zagłębieniu się w temat, okazało się , że Twierdza Zamość w ostatnich latach, wiekach, mocno podupadła. Z zafrasowanymi minami ruszyliśmy dalej i szybko poprawiły nam się nastroje, bo dotarliśmy do nowych, budzących respekt budowli obronnych (1)
Ale najpotężniejsze twierdze, czołgi na nic jeśli nie ma w obrońcach przekonania do słuszności działań, dlatego zadbano też o Nasze morale chwaląc dzielność i zwycięstwa (2)
a wszelkiej maści wrogowie mogą nas pocałować tu...
Powyższym zobowiązuję Adama, Pawła i Piotrka do zaniesienia dobrych wieści, nie wici, na Ziemie zachodnie.
Dzięki za wizytę i jazdę.
P.S. Powyższe nie jest kpiną
(1) Wieża w Kornelówce
(2) Pomnik Chwały Kawalerii i Artylerii Konnej w Wolicy Śniatyckiej (Bitwa pod Komarowem)
Nie chcąc ryzykować przebijania się przez procesję, na przejażdżkę wybrałem się późnym popołudniem. Wyruszyłem na południe od Lublina w okolice Krzczonowa. Rzadko wybieram ten kierunek bo trzeba przedrzeć się przez całe miasto, a szkoda, bo lubię tamtejsze boczne drogi, biegną przez lasy lub przez pola na których po horyzont nie widać żadnych budynków. Polatałem w prawo, w lewo tam i z powrotem. Zatrzymałem się dwa razy. Raz u kolegi z czasów szkolnych, kiedyś też Iżowca. A drugi raz w Lesie królewskim. Trzeba przyznać, że las ten ma klimat.
Znajduje sie w nim obrosłe nieprzyjemną legendą Źródełko "śmierdzące".
Iża tam nie wprowadzałem, ponieważ, raz, to rezerwat, dwa, nie chciałem ryzykować, że od tych źródlanych zapachów powykręca go tak jak tą Lipę...
W końcu się zebrałem do napisania raportu z wyprawy do grodów czerwieńskich.
"Nowy" klimat ma tę zaletę, że już od rana można swobodnie latać w tiszercie. Więc jazda. Przez Chmiel do Krzczonowa, stamtąd owa drogą, skrótem w kierunku Izbicy, dobry wybór, lesiście i kręto. Co prawda na kilka kilometrów asfalt zamienił sie w polny szuter na którym trzeba było bić się o miejsce z Bizonami, ale i tak polecam. Po drodze trafiłem do miejscowości, której imię trafiło na szczyt listy nazw które mi się podobają.
Ta droga dotarłem do Orłowa Murowanego by eksplorować zamek rycerski, oczywiście ruiny. Po samodzielnych, bezskutecznych próbach zlokalizowanie onych ruin, postanowiłem doinformować się u miejscowych. Nie było to proste. Raz że upał zamknął ludzi w domach, dwa, dopiero czwarta zagadnięta osoba wiedziała, że takie ruiny w ogóle są w ich miejscowości, ale sama nigdy ich nie widziała. Osoba ta wskazała mi drzewo-krzaki w których zamek podobno się znajduje. Już tam byłem, poszedłem jeszcze raz. Nic. Już miałem się poddać, czas uciekał, a w planie jeszcze parę kilometrów. I tu z pomocą przyszedł wiatr, ruszył gałęziami za którymi zauważyłem resztki murów, Stałem jakieś 10 metrów od nich.
Od tej pory było łatwiej. Celem były miejsca w których w tym roku już byłem, są w lepszym stanie i są w szczerym polu.
Wieża w Kornelówce
i monument pod Komarowem
Teraz w drogę do celu, sedna wycieczki.
I jest i robi wrażenie. W tym roku nawiedziłem sporo grodzisk, niektóre są "wyraźne" dobrze zachowane, ale zadrzewione. Co do innych trzeba uwierzyć naukowcom i mapie LIDAR.
Byłem w Czerwieniu kilka, a prawdę mówiąc kilkadziesiąt lat temu. Teraz ten 6 metrowy wał robi na mnie wieksze wrażenie, pewnie dlatego, że więcej wiem. To stąd, z Rusi czerwonej słowiańskie plemiona Lachów udały się na zachód i z czasem jedno z nich założyło Państwo, skądinąd 1000 lat później Lechici z kresów ponownie przybyli na zachód.
Nie omieszkałem wdrapać się z Iżem na wał
Kiedy już pobrodziłem w półmetrowej trawie po grodzisku, połaziłem po podeschniętym bagnie wokół grodu, pofantazjowałem o przeszłości postanowiłem zmienić plan i pojechać do grodu "wołyń" za Hrubieszowem. To bardziej klasyczny gród, na wzniesieniu i zadrzewiony.
Przyszła pora bym i ja z Rusi czerwonej udał sie na zachód. W drodze powrotnej zahaczyłem o Piramidę...
...ariańską i stąd jednym skokiem, przez Rejowiec, do Lublina.
Podsumowując: pękło 350 km, mocowanie przedniego błotnika i przerywacz
Jancur, nie myślałeś, żeby swojego Iża jakoś zabezpieczyć? Jest fajny ale szkoda patrzeć jak ta rdza go zjada - no ja bym nie mógł.
Sugeruję najtańszy PLAK, bo do tego typu zadań jest najlepszy i cały motocykl spryskać przynajmniej 2 razy w roku. Roboty praktycznie wcale, kilka złotówek na plak a blachy zabezpieczone.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach