O tak, to był dobry weekend. 3 dni na lżu, licznik mówi, że zrobiliśmy ponad 650km. A nic nie wskazywało że tak się to stanie. Planowałem tylko raz do pracy, oraz malą sobotnią wycieczkę do Bolkowa. Wyszło dużo więcej.
W piatek póżnym popołudniem, po dłuższym samotnym kręceniu się po okolicy, zadzwoniłem do Tybusza z pytaniem, czy ma ochotę na małą przejażdzkę. Pomimo tego, że blankiet jeszcze leży w urzędzie, uslyszałem magiczne OK. Rezultalem była szybka wycieczka do Zamku na Wodzie w Wojnowicach pod Wrocławiem. Oto i ów zamek:
Jak to miło, że kolejny Iż będzie nawijał kilometry i to całkiem niedaleko mnie. Być może będzie więcej takich wspólnych wycieczek...
Nie moglismy sobie odpuścić - musiał być portrecik.
To była jedna z pierwszych dalszych wycieczek Tybusza na Iżu - żebyście widzieli jego minę! Gdyby nie uszy, cieszyłby się chyba dookoła
SOBOTA
Zaplanowałem sobie wcześniej, że w sobotę że pojadę do Bolkowa. 90km, w sumie niedaleko, fajny zamek, akurat na popołudniową przejażdzkę. Tak też się stało. Gdyby nie to, że rano musiałem pogrzebać przy Iżu, wyjechałbym ze znajomymi z Brzegu, którzy z namiotami planowali dwudniówkę po tej właśnie okolicy. Niestety - spózniłem się o dosłownie 10 minut. Już nie odbierali telefonów, nie było szans na kontakt. A więc zgodnie z pierwotnym zamysłem, sam, już na spokojnie uderzam na Bolków.
Pomimo tego, że wyjechałem praktycznie dwie godziny po nich, spotykamy się na przedmieściach Bolkowa i razem dojeżdzamy do zamku. Na szczęście to nie mnie tym razem dopadły awarie poboczowe.
Od tej pory w takim trzymotorowym skladzie będziemy się przemieszczać. Pozwolę sobie przedstawić - oprócz Iża jest radziecki bokser, oraz Junak chopper na sztywnym tyle i z wieloma nieodwracalnymi przeróbkami
A teraz trochę fotek turystyczno-krajoznawczych:
Zamek w Bolkowie
Motorki cierpliwie czekają na parkingu.
Dziedziniec. Wieża jest dostępna dla zwiedzających.
Zamek góruje nad okolicą. Nawet stosunkowo wysoki Ratusz miejski można obejrzeć z góry.
Panorama Bolkowa z wieży zamkowej.
Oddalony o kilka kilometrów zamek Świny. Cel naszej dalszej wycieczki.
Świny to zamek starszy o 300 lat od Bolkowa. Z zewnątrz niepozorny, zupełnie inaczej prezentuje się wewnątrz. Jest bardziej zniszczony, ale to, co ocalało intryguje.
Tak to wygłada z dziedzińca. Zamek w Świnach to własność prywatna. Podobno ma tam powstać pięciogwiazdkowy hotel, tak twierdzą tubylcy.
Bolków widziany ze Świn.
Obowiązkowy portrecik naszych wehikułów.
W tym miejscu podaliśmy sobie ręce - ja wróciłem do domu, a towarzystwo zabiwakowało na kempingu w Bolkowie. W niedzielę rano dojadę i w trzy maszyny dokończymy wycieczkę.
NIEDZIELA
W Bolkowie melduję się o 10-tej rano. Ekipa jest już spakowana, szybko wyjeżdzamy w dalszą drasę. Kierunek Jelenia Góra. Ale nie góry nam dziś w głowie.
Przejeżdzamy bez postoju Jelonkę i kierujemy się na północ. Następny cel to Pilchowice, jezioro i monumentalna zapora, podobno druga w Polsce pod względem wielkości. A tymczasem fotka górek, od których powoli się już oddalamy.
A to nasza wesoła gromadka.
Malowniczy most kolejowy przecinający Jezioro Pilchowickie. Zaraz będziemy tam na górze. Wokół jeziora biegnie bardzo fajna wąska i kręta droga asfaltowa, szerokości chyba z 4m. Trzeba uważać.
Po kwadransie następny postój - już na koronie zapory. Iż dostał kolejny portret, czas pokazać całą zaporę.
Otóż i ona w pełnej krasie.
Czas coś zjeść. Uderzamy do Lubomierza, małej mieściny na uboczu, słynnej z tego, ze kręcono tu "Samych Swoich". Być może ktoś rozpozna te arkady.
Ostatni punkt zwiedzania dzisiejszego dnia. Zamek Grodziec niedaleko Złotoryi, malowniczo położony na szczycie stosunkowo wysokiego zalesionego wzgórza, widoczny z daleka. Na sam szczyt wiedzie stroma i kręta droga, przeważnie asfaltowa. Stroma tak, że wszyscy wjeżdzaliśmy tam na drugim biegu. Warto było.
Dziedziniec zamku w Grodźcu, trochę komercha, ale i tak jest fajnie. Niestety padł mi w tym momencie aparat Naprawdę warto się tam wybrać, zamek jest zachowany w nadspodziewanie dobrym stanie, a przez to bardzo zwiedzalny. Wieża, krużganki, korytarze, itp. Polecam być, dla mnie to był najciekawszy chyba element tej wycieczki.
Potem, cóż - powrót do domu, przez Złotoryję, Legnicę, Prochowice, Lubiąż. Czas nas gonił, zaczynało robić się późno. Dojeżdzamy bez przygód, po raz kolejny Iżak się spisał na medal. To nie jest ostatni taki wypad w tym roku, tego jestem pewny.
Piotrze, relacja jak zwykle ciekawa i treściwa, okraszona wspaniałymi widokami. Dolny Śląsk to jest to co tygrysy lubią najbardziej... szkoda tylko, że tak rzadko mogę tam bywać...
czekam na następne Dzienniki
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach