Ostatnio bardzo mało mnie widać w tym dziale, nie dlatego, że nie jeżdżę iżem ale dlatego, że nie mam aparatu. Tym razem nie wybrałem się sam, towarzystwa dotrzymał mi mój kolega ,,dziki junak" Jacek. Miała to być wyprawa docierająca nowy sworzeń, ale jak zwykle się nie udało.
Kolega w junaku zamontował łącznik głowicy z ramą i ponoć motocykl dostał strasznych wibracji, które ustępowały po 70-75 km/czas a mój iżak na maxa szedł 90 (zębatka 18 ) a silnik słaby jak cholera.
A więc wyruszyliśmy ze Szwecji przed 10-tą, w junaku linka gazu trzyma sie na ostatnim włosku, w Złotowie (po 40km) kupujemy nowa, po czym po wyjeździe z miasta stara pęka i mam przymusowy postój. Po niespełna pół godziny ruszamy w trasę, trochę kilometrów już przemierzyliśmy i nowa linka się nie cofa czego efektem była utrata jej dystansu (Szubin, ok 115km).
Tu przymiarka do junaka
i fotka z izem
Po założeniu innej sztuki ruszamy dalej, kłopoty z linką nie ustępują ale jakoś kolega daje rade. Kilka km przed Gniewkowem postój na siku i kilka fotek.
Ruszamy dalej i będąc już w mieście Jacek gubi kolejny dystans, teraz dodawanie gazu w junaku odbywa się przez pociągnięcie pancerza ale po kilku minutach dotarliśmy do Katoka (170 km). W końcu linka dostaje zbawiennego WD-40 i nowy dystans z mosiężnej nakrętki, która spisała się do końca trasy!
Pijemy kawę i planujemy wspólną wyprawę, gadamy o sprzętach itp. Zrobiło się późno i gospodarz stwierdza, że jednak nie jedzie, dokręcam rejestrację i powoli ruszamy dalej.
Do Inowrocławia dolatuję dosłownie na oparach (przy ślizgającym się sprzęgle i takich obrotach iż spalił 6,5l/100km) kanapka i lecimy na Biskupin. Byłem tam drugi raz i znów za późno, zjedliśmy tyko obiad i ruszamy w stronę chaty, w oddali widać że leje.
Lecimy ze Żnina na Wągrowiec a chmury coraz bliżej, Jacek wydaje komendę ,,jak zacznie padać, zakładamy przeciwdeszczówki!" Wiatr się wzmaga, zaczyna padać, w końcu leje, pioruny trzaskają i tak pizga że trudno się na drodze utrzymać a Jacek nie staje.
Przejechaliśmy przez burzę i wyłazi słonko, radocha nie trwa długo, po paru kilometrach deszcz nawala, że nic nie widać już nikt się nie chce ubierać w p-deszcz. Wyjeżdżajac z Wapna żegnamy deszczowe fronty, ukazuję się tęcza i resztę trasy pokonujemy w osuszającym nas słońcu.
Nocleg mamy w Białośliwiu a to już niedaleko, coraz bardziej się ślizgające sprzęgło szarpie mi nerwy ale po dotarciu na miejsce, chmielowy nektar mnie uspokaja. Dziś pokonaliśmy 340km.
Następnego dnia po śniadaniu dokręciłem sprężyny dociskowe i ruszamy do domu.
Ogólnie pokonaliśmy ok 420km, jestem zadowolony że iż dał rade, choć teraz coś piszczy w cylindrze i luz na wale daje się we znaki, na razie nic nie będę robił. Musi wytrzymać ten sezon.
Mam nadzieję, że jeszcze wybiorę się gdzieś w tym roku, więc do zobaczenia na trasie!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach