IZHMOTO.PL - Forum użytkowników i sympatyków motocykli IŻ
IZHMOTO.PL Strona Główna
Pomoc Statystyki Szukaj Użytkownicy Grupy Galeria Rejestracja Profil Sprawdź Wiadomości Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Dzienniki fragowe
Autor Wiadomość
mcfrag
Fundator


Motocykl: Iż-49
Posty: 3297
Skąd: Brzeg Dolny
Wysłany: Wto 25 Gru, 2012   Dzienniki fragowe

Relacja trochę spóźniona ale jeżeli teraz tego nie opiszę, to za chwilę zapomnę gdzie byłem. Starość nie radość... :)

W tym roku wszystko poukładało się samo. To bardzo dziwne, ale bez większych akrobacji udało mi się wygospodarować kilkanaście dni urlopu w jednym kawałku i to w sierpniu, miesiącu najbardziej przewidywalnym pogodowo. Takiej okazji nie mogłem przepuścić - najwyższy czas przegonić się po Polsce!

Nie było wielkich przygotowań. W przeddzień wyjazdu dopompowałem koła, nasmarowałem punkty tego wymagające i objuczyłem motocykl tobołami. Trasy też nie zaplanowałem, poza kierunkiem wyjazdu pierwszego dnia. Pojadę przed siebie, gdzie oczy poniosą!

Następnego dnia ruszyłem w kierunku wschodnim. Pierwszy dłuższy postój zrobiłem sobie w Byczynie.

To maluteńkie miasteczko jakimś cudem dotrwało do naszych czasów z praktycznie kompletnymi średniowiecznymi murami miejskimi, fosą, basztą i dwiema bramami - wieżami.

Długość istniejących obwarowań - prawie kilometr. Wzniesione w XVw. mury mają wysokość 5,5-6m i grubość ok 1,5m.

Dzięki krótkiej rozmowie z autochtonem dowiedziałem się, ze jak się ładnie pogada w magistracie (pokój nr 27), to pozwolą wdrapać się na ratuszową wieżę. Po kwadransie byłem na górze. :)

Późnym popołudniem dokulałem się do Olsztyna, tego pod Częstochową ma się rozumieć.

Tu zdecydowałem zatrzymać się na noc. Bez trudu znalazłem pole namiotowe (prywatne), którego zresztą byłem jedynym gościem. W środku tygodnia to norma, ruch turystyczny w Olsztynie jest zauważalny tylko w weekendy.

Jako, że miałem wolny wieczór, przespacerowałem się po okolicy. Oczywiście spenetrowałem zamek, pierwszy na moim Motoszlaku Orlich Gniazd ;)

Zamki Jury zostały moim celem odwiedzin drugiego dnia wyprawy. Ten w Mirowie (własność prywatna) nie jest udostępniony do zwiedzania - to zbyt niebezpieczne.

Pomimo ogrodzenia i znaków zakazu wstępu, udało mi się tu i ówdzie zajrzeć. ;)

Położony nieopodal zamek w Bobolicach został odtworzony z ruin podobnych stanem do mirowskich.

Odbudowę przeprowadzono z rozmachem i dbałością o szczegóły, nie żałowano środków finansowych, jednak patrząc na efekt czuję pewien rodzaj rozczarowania. Zamek wygląda wręcz zbyt dobrze, zbyt estetycznie - bardziej kojarzy mi się z bajkami Disneya niż ze średniowieczną warownią.

Zamek Bąkowiec w Morsku obejrzałem tylko z zewnątrz - niestety tego miejsca nie można zwiedzać. Zrekompensowałem to sobie pałaszując w pobliskiej kafejce dwa pyszne naleśniki z serem i bitą śmietaną!

Ogrodzieniec. Wśród jazgotu turystycznej stonki wytrzymałem może 10 minut, po czym uciekłem z krzykiem. Brrrr..

Zamek Smoleń - od teraz to mój ulubiony w Jurze. Położony niby przy ruchliwej szosie, a jednak na uboczu - stoi na wysokim zalesionym pagórku, którego zdobycie wymaga pewnego wysiłku. A na górze błoga cisza i spokój.

Zamek Rabsztyn pod Olkuszem.


Mój szlak Orlich Gniazd zakończyłem w Pieskowej Skale. To na tym dziedzińcu agent J-23 ścierał kredę z rejestracji swojej be-Emki.

Kikaset metrów dalej znalazłem kemping, na którym założyłem kolejny obóz.

Następnego ranka wymyśliłem, że pojadę w Góry Świętokrzyskie, trasą niekoniecznie najkrótszą. Meandrując bocznymi drogami północnej Małopolski (albo potwornie dziurawymi albo właśnie remontowanymi, więc spowolnionymi ruchem wahadłowym) dojechałem do Wiślicy. Tam zatrzymałem się w rynku, tuż pod słynną kolegiatą.

Tak w moim mniemaniu powinien wyglądać wewnątrz każdy kościół - czysta, oszczędna forma, ułatwiająca skupienie się na sprawach ponadczasowych, no i ten chłodek, jakże kojący w dni takie jak podczas mojej upalnej wycieczki! :)

Tuż obok kolegiaty stoi dom Jana Długosza. Nie dane mi było sprawdzić, jak mieszkał słynny kronikarz, gdyż ponieważ że trwały tam jakieś prace budowlane. Pewnie zakładał sobie centralne czy kanalizację. :)

Przejechałem przez Busko Zdrój, potem szosą wzdłuż Nidy dotarłem do Pińczowa. Tu zrobiłem sobie postój na malowniczym wzgórzu, z którego pięknie widać całe miasteczko.

Chęciny. Zamek Królewski był kolejnym miejscem, które odwiedziłem pierwszy raz.


Najskromniejszy posiłek w takim miejscu to danie iście królewskie! :)

Zajechało mi się do Oblęgorka, gdzie zobaczyłem dworek niegdyś zamieszkały przez pisarza Sienkiewicza, dziś mieszczący muzeum jemu poświęcone. Niestety, było już po szesnastej - inną razą sprawdzę, jak mieszkał pan Henryk.

Dąb Bartek strzegący rogatek Zagnańska przywitał mne szeroko rozpostartymi ramionami. Na żywo staruszek robi raczej smutne wrażenie. Jego historia jest bardzo dramatyczna i to cud, że udało mu się przetrwać tyle pożarów, podpaleń i innych przeciwności losu. Tablica informacyjna stojąca nieopodal poinformowała mnie o tym, że rzeczywisty wiek tego drzewa wynosi nie tysiąc a jedynie około 650 lat. Poczułem rozczarowanie...

Za to w Zagnańsku znalazłem fajową sześcdziesięcioletnią agrochatkę i rozbiłem w niej obóz! :)

Właścicielką tego sympatycznego domku jest bardzo miła starsza pani. Wewnątrz trzy dwuosobowe pokoje w normalnym standardzie hotelowym - z kuchnią, łazienką i energią elektryczną. I to wszystko, wraz z niezapomnianą werandą z bujawką i małym telewizorkiem, w którym obejrzałem kawałek zawodów olimpijskich, było do mojej dyspozycji za jedynie trzy polskie banknoty o najniższym nominale! ;)

Michał. z którym konsultowałem miejsca godne odwiedzin w tej okolicy podpowiedział mi, że w Góry Świętokrzyskie najlepiej dojechać kierując się na Bodzentyn. Ominąłem więc (z pełną premedytacją) Kielce i mając w głowie owo "na Bodzentyn" postanowiłem poszukać gór.

Dopiero po dotarciu do Bodzentyna zrozumiałem, że ten mizerny, zalesiony po obu stronach pagórek, nijak nie mający się do tego, co regularnie objeżdżam na własnym podwórku, to były właśnie Góry Świętokrzyskie! :)

Zamiast gór znalazłem urokliwą zabytkową chałupkę:


Żar lejący się z nieba trochę dawał w kość, na szczęście już wiedziałem, gdzie najlepiej w takich momentach można odpocząć. Kolegiata w Opatowie to właśnie jedno z takich miejsc! :)

Wewnątrz barok walący po oczach tak, że aż zęby bolą. Za to temperatura wręcz terapeutyczna! :)

Ruchliwą drogą dojechałem do Sandomierza. Upał zrobił się chyba jeszcze większy niż poprzednio. Małe wiaderko lodów, w które zaopatrzyłem się natychmiast po zaparkowaniu motocykla spowodowało, że nie wyparowałem podczas dwóch godzin wałęsania się po tym starym mieście.

Zamek Królewski, wzniesiony przez Kazimierza Wielkiego.

Prom na Sanie, który sobie upatrzyłem niestety nie pływał (niski poziom rzeki), dlatego zmodyfikowałem plan i skierowałem się na Janów Lubelski i Franpol inną trasą. Teren powoli zaczyna się fałdować, tak lubię!

Dojechałem do Zamościa. Słynnego rynku nigdy nie widziałem na żywo, dlatego udałem się właśnie tam. Motocykl zostawiłem tuż przy rynku i ocienionymi, dającymi schronienie przed upałem arkadami (dzięki temu dowiedziałem się, że tu właśnie przyszła na świat niejaka Róża Luksemburg) dotarłem na miejsce. Te arkady na pewno wymyślił jakiś geniusz! A właśnie - na Jowisza, kto włączył kaloryfery? :)

Zamojski rynek odpicowano na wysoki połysk - dla mnie ciut zbyt wysoki. Całość wygląda, jakby wybudowano ją wczoraj i niestety gdzieś gubi się cała ta historyczna magia, która emanuje z nigdy nieodnawianych starych budowli i przedmiotów.

Opuszczając Zamość już wiedziałem, co zrobię. Postanowiłem zmierzyć się czymś, co nie dawało mi spokoju od roku. Opisując Wielką Wyprawę nr3 stwierdziłem, że trasa wzdłuż Bugu trochę mnie rozczarowała. Od początku czułem, że to nie jest prawda - zapewne nie trafiłem w porę, nastrój, itp. Dlatego postanowiłem powtórzyć dokładnie ten sam etap, tym razem pod włos. Dojechałem więc do tego samego miejsca pod Dubienką, w którym nocowałem w ubiegłym roku i tam założyłem kolejny obóz. Ależ się gospodarze zdziwili na mój widok! ;)

Niby bociany żyją na terenie całej Polski, ale to, co się dzieje na Wschodzie, zwłaszcza na terenach przygranicznych, to jakieś szaleństwo! Dla zabawy zacząłem liczyć te napotkane po drodze, jednak po dwóch godzinach i trzeciej rozpoczętej setce dałem sobie spokój. Latem tam żyje więcej bocianów niż ludzi! ;)

W zeszłym roku nie byłem na to gotowy, w tym coś kazało mi odwiedzić muzeum na terene byłego hitlerowskiego obozu zagłady w Sobiborze.

Nie rozwodząc się specjalnie powiem, że wizyta w muzeum bardzo mnie poruszyła. Tak, dziś to nieogarnialna dla mnie historia. Obóz istniał tylko kilkanaście miesięcy i został zlikwidowany i zamaskowany przez Niemców jeszcze podczas wojny. Dopiero niedawno rozpoczęto tam prace archeologiczne.

Minąłem Włodawę. Następny postój - prawosławny Monaster św. Onufrego w Jabłecznej. Położony na uboczu, z dala od jedynej drogi, tuż nad samym Bugiem.

Inspiracją do założenia Monasteru Jabłeczyńskiego było cudowne pojawienie się w pobliżu wsi Jabłeczna ikony św. Onufrego, która przypłynęła rzeką Bug. Mieszkańcy Jabłecznej oraz właściciele pobliskich posiadłości odczuli to jako przejaw szczególnej łaski Boga i na miejscu pojawienia się ikony założyli prawosławny monaster. Autorytatywnym dokumentem jest zapis (adnotacja) z rękopisu reguły nabożeństwa (ustawu) z roku 1498, którą brzescy mieszczanie podarowali Monasterowi św. Onufrego. Innym dokumentem jest dekret króla Zygmunta z dnia 1522 r. potwierdzający akt kupna wsi Jabłeczna wraz z monasterem św. Onufrego nad Bugiem położonym.

Dekret ten z całą wiarygodnością potwierdza opinię o istnieniu monasteru w 1522 r. w 1527 r. monaster był dostatecznie zorganizowany, bowiem przebywający w nim od 11 lat mnich Cyryl posiadał już trzeci stopień slubów zakonnych (anachoreta, poddawany najsurowszej regule i ascezie). Skoro jeden z braci monasteru złożył ślubowanie tej rangi, to monaster musiał już istnieć przed tym rokiem. Hipotezę tę bezspornie potwierdza inny dokument, jakim jest rękopis Ewangelii, zawierający datę napisania i dedykację. Ewangelia ta pochodzi z 1498 r. i jest pierwszą Ewangelią w Monasterze Jabłeczyńskim. W związku z tym lata 1497 1498 należy uznać za datę jego założenia. (http://www.klasztorjableczna.pl/)

Klasztor zamieszkuje tylko dziesięciu mnichów, w większości bardzo młodych ludzi. Intuicja kazała mi podjechać nie od frontu, dzięki temu miałem przyjemność osobiście poznać większość braciszków. Gdy się pojawiłem, właśnie grabili siano na przylegającej do klasztoru łączce. Bardzo sympatycznie wspominam to spotkanie - braciszkowie ze znawstwem rozpoznali typ motocykla. Po chwili okazało się, że jeden ujeżdżał w młodości emkę, inny junaka... Dziwne to - spodziewałem się poważnych, oderwanych od błahych spraw doczesnego świata mnichów a spotkałem pogodnych, wesołych, żartujących gości! Pośmialiśmy się z Łukaszenki, jeden z braci poprzymierzał się do mojego Iża. Było wiele radości! :)

Położony na terenie monasteru Dom Pielgrzyma jest otwarty dla zdrożonych wędrowców. Pokusa spędzenia tam nocy była bardzo duża, jednak ze względu na wczesną porę postanowiłem trzymać się planu i pognać dalej, trasą zeszłorocznego etapu Dubienka-Białowieża. Jeszcze wrócę do Jabłecznej, jestem tego więcej niż pewny. I pewnie stanie się to szybciej, niż przypuszczam. ;)

Sanktuarium Matki Bożej Królowej Podlasia w Kodniu. Wewnątrz obraz, którego losy mogłyby posłużyć za scenariusz filmu sensacyjnego! ;)

Książę Mikołaj Sapieha zwany Pobożnym, rozpoczął budowę świątyni. W trakcie jej budowy zachorował. Mikołaj Sapieha miał wtedy 42 lata. Na wskutek wylewu krwi, doznał paraliżu. Budowa świątyni została przerwana z powodu choroby księcia. Po paru miesiącach, żona Anna namówiła księcia na pielgrzymkę do Rzymu. Książę, który w młodości studiował w Rzymie i dobrze Rzym zna chętnie się zgodził na wyjazd do Rzymu.

Przygotowano wyprawę konną, bo tylko takie środki lokomocji wówczas były. Po dwóch miesiącach dojechali szczęśliwie do Rzymu, gdzie książę Sapieha został przyjęty przez Ojca św. Urbana VIII. W trakcie audiencji papież zaprosił księcia na Mszę św. do swojej prywatnej kaplicy, gdzie książę w ołtarzu tej kaplicy zobaczył właśnie ten obraz Matki Bożej, na który mamy szczęście aktualnie patrzeć tutaj w kodeńskiej świątyni. Jak tradycja nam przekazała w czasie Mszy św. odprawianej przez Ojca Świętego Urbana VIII, książę Sapieha doznał cudownego uzdrowienia

Po paru miesiącach paraliżu podniósł się o własnych siłach. Dziękując Matce Bożej za cudowne uzdrowienie, postanowił sobie za wszelką cenę obraz Matki Bożej zabrać ze sobą do Kodnia. Jednak Ojciec Święty nie wyraził na to zgody i wówczas Mikołaj Sapieha zw. Pobożnym, wpada na niepobożny sposób. Przekupuje zakrystiana papieskiego. Obiecuje mu 500 złotych dukatów a ten w nocy wykrada obraz z kaplicy papieskiej, wręcza go księciu, za co otrzymuje wynagrodzenie zgodnie z umową. Książę natychmiast w nocy ucieka z obrazem z Rzymu, spodziewając się pościgu. Rzeczywiście po zauważeniu kradzieży, pościg ruszył za księciem, ale temu udało się szczęśliwie uciec z obrazem Matki Bożej. Wówczas Ojciec św. Urban VIII, ukarał księcia, rzucając na niego klątwę kościelną (zakaz wstępu do świątyni, zakaz uczestniczenia we Mszy św. zakaz przystępowania do spowiedzi i Komunii św.). Książę bardzo boleśnie przeżył tę karę kościelną, ale nadal uciekał z obrazem do Kodnia.

Na przyjęcie obrazu 8-tysięczny wówczas Kodeń został pięknie przygotowany (dekoracje, orkiestry, armaty). Obraz Matki Bożej został uroczyście wprowadzony do kaplicy zamkowej 15 września 1631 roku. Do kaplicy, gdyż kościół był w trakcie budowy.Gdy książę dokończył budowy tej Bazyliki pięknie ją wyposażył. Wówczas obraz Matki Bożej przeniesiono do tej świątyni do głównego ołtarza. Książę jako wyklęty z Kościoła, nie mógł wejść do tej świątyni, więc prywatnie wchodził do pomieszczeń nad zakrystią i przez okienko spoglądał na obraz Matki Bożej i w ten sposób przez okienko się modlił. Trwało to trzy lata. Po trzech latach książę udał się na sejm, na którym rozgorzała dyskusja, gdy król Władysław IV chciał zawrzeć związek małżeński z protestantką, co według niektórych groziło Polsce zalewem protestantyzmu.


W tej sprawie zabrał też głos książę Sapieha i z wielką mocą przekonywał króla, żeby tego nie czynił, grożąc przy tym zerwaniem sejmu. Król ustępuje odstępuje od powziętego wcześniej zamiaru, ostatecznie żeniąc się z córką cesarza Austrii, Renatą Cecylią. Wówczas to Nuncjusz Papieski w Polsce Visconti - obecny na sejmie postanowił pomóc księciu. Napisał list do Ojca św. Urbana VIII, prosząc go o darowanie kary i pozostawienie obrazu Matki Bożej w Kodniu. Urban VIII przychylił się do prośby, zdjął karę kościelną i obraz po wsze czasy darował Sapiehom i Kodniowi. Zażądał tylko, żeby Książę Sapieha w ramach pokuty odbył podróż do Rzymu. Książę podjął osobistą decyzję, po modlitwie przed obrazem Matki Bożej i pieszo powędrował z Kodnia do Rzymu /2300km/.

W Rzymie został znów przyjęty przez Ojca św. Urbana VIII i tym razem obdarowany Relikwiami Świętych (kości świętych męczenników i wyznawców).Według kronik przywiózł ze sobą do Kodnia około 100 Relikwii Świętych, które umieścił w tej Bazylice. Z biegiem czasu część relikwii została rozkradziona, ale około 60 ocalało i są umieszczone w bocznym ołtarzu. Znajdują się one w specjalnych relikwiarzach za szybami on góry do dołu ołtarza, który przedstawia męczeństwo św. dk. Szczepana. Poginęły dokumentacje i dlatego w tej chwili nie wiemy jakiego Świętego relikwie tutaj zostały. Jedyną dokumentacja potwierdzającą autentyczność relikwii jest dokument dotyczący czaszki św. Feliksa. Św. Feliks był papieżem i męczennikiem.
(Błogosławiona wina - Zofia Kossak-Szczucka)

W Grabarce poznałem dwóch dżentelmenów ze stolicy - Pawła i Marcina. Chłopaki, podobnie jak ja, wyskoczyły na chwilę na wschód. Zostałem od razu rozpoznany (właściwie to chyba rozpoznany został mój motocykl)! Okazuje się, że i oni zaglądają czasem na nasze forum i czytają to i owo. Miło!

Chwilę pogadaliśmy, wtedy dopiero przyjrzałem się motocyklowi Pawła. Ale czad! Co wam przypomina ten zgrabny bobberek? :mrgreen:

Umówiliśmy się na wieczornego browara w Białowieży, po czym udałem się na Świętą Górę.

Po drodze wpadłem do pana Bazylego z Hajnówki. Ale się dziadek ucieszył! Zostałem serdecznie przywitany, prawie jak Ryszard Ochódzki u emigranta w Londynie! :) Po chwili na stół wjechała mrożona flaszka (nie skorzystałem) i mrożona kawa plus domowe ciasto (skorzystałem wielokrotnie). Kolejne dwie godziny minęły nam na biesiadzie, oglądaniu starych motocykli i gadce o tym, jak to fajnie jechać przed siebie bez celu. Zlustrowałem zawartość garaży (przybyło parę sztuk, parę poszło do ludzi), po czym udałem się do Białowieży, na umówionego browara i nocleg.

Niniejszym odszczekuję to, co napisalem rok temu o trasie nad Bugiem: Hau Hau! :)

Następnego ranka w trójkę ruszyliśmy do Supraśla.

Parkujemy przed Muzeum Ikon, nieczynnym w dniu, gdy ostatnio tamtędy przejeżdżałem. Dziś nadrobię więc zaległości z ubiegłorocznej wyprawy!

Zbiory muzeum to kolekcja ponad 1200 ikon, pozyskanych głównie przez nasze służby celne. :)

Pogrupowane tematycznie ikony eksponowane są w kilku zaciemnionych, pozbawionych okien pomieszczeniach. Każde z nich pomalowano i wykończono w inny sposób. Wprawiająca w mistyczny trans muzyka cerkiewna sącząca się z głośników i punktowe oświetlenie każdej ikony sprawiają, że zdają się one lewitować w powietrzu. Polecam to muzeum, tego nie da się doświadczyć w innym miejscu!


W trzy motocykle udaliśmy się do Kruszynian - jednego z dwóch miejsc na Podlasiu, w którym można poobcować z kulturą tatarską. W porównaniu ze spokojnymi Bohonikami, Kruszyniany to wieś tętniąca życiem turystycznym, zapewne dzięki niedawnej wizycie księcia Karola z małżonką. Doprawdy, dziwnie się poczułem, widząc taki tłum turystów na końcu śwata. Jakbym spacerowal po deptaku w Krynicy Górskiej!

Po uiszczeniu symbolicznej opłaty, wraz z odliczoną porcją oczekujacych weszliśmy do meczetu. Tam miejscowy "Tatar turystyczny" odbębnił swoje kilkunastominutowe show, robiąc to bez specjalnego zaangażowania. Szczerze przyznam, ze zdecydowanie lepiej wspominam wizytę Bohonikach, gdzie trafiłem w dobry czas i byłem jedyną zabłąkaną duszą we wsi.

Obok meczetu znajduje się mizar - stary tatarski cmentarz. Bez trudu można znaleźć na nim pochówki sprzed kilku stuleci.

W Krynkach nasze drogi się rozeszły. Na chwilę zatrzymaliśmy się "na cytronetę" w niesamowitym, dwunastobocznym (z dwunastoma promieniście rozchodzącymi się ulicami) kryneckim rynku, po czym rozjechaliśmy się w przeciwnych kierunkach - Marcin i Paweł przez Białystok do Warszawy, ja skierowałem się na północ, w kierunku Sokółki. Zajrzałem na chwilę do Bohonik (obejrzałem to, czego nie udało mi się zobaczyć w ubiegłym roku - głównie stary mizar), potem przez Knyszyn dotarłem do Tykocina i tu założyłem obóz. Do Tykocina dojechałem późnym popołudniem, dlatego cały wieczór mogłem spędzić na szwędaniu się po tym uroczym, nisko zabudowanym zabytkowym miasteczku. Poniżej rynek z wiekowym pomnikiem hetmana Czarnieckiego.

Następnego dnia rano postanowiłem zajrzeć do miejscowej synagogi. Niestety, nie zostałem do niej wpuszczony. Kiedy mnie wypraszano, zauważyłem wewnątrz tłum ludzi w jarmułkach rozmawiający w jidysz. Zastanawia mnie, czy miała na to wpływ moja łysa pała i ubranie robocze w postaci bojówek i glanów? :)

Podczas śniadania na powietrzu poznałem sympatyczną parę z Wrocławia, która urlop spędzała na rowerowej włóczędze po Podlasiu. Mieli fajną, szczegółową mapę i nadjechali do Tykocina akurat ze strony, którą ja właśnie chciałem wyjechać. Dzięki nim dowiedziałem się o interesującej zabytkowej drodze, którą z pewnością pominąłbym wybierając "lepszy" szlak. Uwielbiam takie sytuacje!

Najpierw jednak pojechałem do Góry Strękowej. To tutaj znajdują się resztki bunkra, będącego miejscem bohaterskich walk kapitana Władysława Raginisa i jego ludzi a potem ich grobowcem. Miejscem, o którym dopiero niedawno pamięć przywrócili nam szwedzcy metalowcy z Sabatona. Być może zrobili to w sposób trochę komiksowy, ale raban, jaki niezupełnie świadomie narobili tym numerem w naszym kraju, uczynił bardzo dużo dobrego.

Zainteresowanym polecam ten filmik.

Patrząc na ten arkadyjski krajobraz z leniwie wijącą się w dole Narwią, nijak nie potrafię ogarnąć, że jest to miejsce bardzo brutalnej bitwy...

A oto i droga, o której wcześniej wspomniałem - Carski Trakt: W 1895 r. oddano do użytku Szosę Łomżyńską łączącą Twierdzę Łomża z Twierdzą Osowiec, którą miejscowa ludność nazwała Carską drogą. Ten szlak komunikacyjny poprowadzony równolegle do lewego brzegu Biebrzy, często pośród bagien i piaszczystych wyniosłości, przewidziano jako droga rokadowa dla wojsk polowych obsadzających główną pozycję obrony Teatru Czołowego na froncie nadbiebrzańskim.(B. Perzyk, Twierdza Osowiec)

A po ludzku: Carski Trakt to 40 kilometrów świetnej dzikiej szosy biegnącej wzdłuż rozlewisk Biebrzy, w całości na terenie Parku Narodowego. Jadąc Szosą nie spotkałem nikogo, więc nie skłamię, jeżeli stwierdzę, że nie jest to szlak specjalnie uczęszczany! Droga jest tak wyboista (ale nie dziurawa!), że nie dałem rady jechać szybciej niż 30km/h! Na niecałych 40km puszcza zmienia się tak bardzo, że trudno uwierzyć! To jeden z niewielu kawałków naszego kraju NAPRAWDĘ nietkniętych ludzką ręką! RE-WE-LA CJA!

Trakt doprowadził mnie do kolejnego interesującego miejsca - do Twierdzy Osowiec. To obiekt forteczny, zbudowany w latach 80-tych XIXw. przez cara Aleksandra II w miejscu przewidywanego uderzenia armii niemieckiej z kierunku Prus Wschodnich.

Obiekt o imponujących rozmiarach do niedawna nie był zaznaczony na żadnej mapie. Nawet dziś zdecydowaną większość terenów twierdzy zajmuje WP i nie są one dostępne.

Miałem szczęście - gdy podjechałem pod bramę do części zwiedzalnej (znajdującej się na zamkniętym terenie jednostki WP i dostępnej wyłącznie dla zorganizowanych wycieczek z przewodnikiem), ujrzałem grupkę turystów, z której jeden z oczekujących (jak się potem okazało - czoperowiec z kozią bródką z Gniezna) krzyknął: "Gościu, szybko parkuj tego Iża i wchodzimy!"

Więc zaparkowałem iża i po chwili weszliśmy. :)

Oto mapka Twierdzy Osowiec. Przez dwie godziny spaceru udało się nam obejśc jedynie 1/4 Fortu nr1, tego w prawym dolnym rogu mapy. Niech to uzmysłowi Wam ogrom tego miejsca!

Przez dwie godziny pouczającej wędrówki obejrzalem rawelin, klika fos, szańców, kilkanaście kaponier i potern. Tak, to zdecydowanie była wycieczka edukacyjna! :)

Tego dnia pogoda zaczęła się łamać. Uciekając przed burzą najpierw spróbowałem szczęścia w Mikołajkach (kurort, drogi i syfiasty syfem drogich kurortów), ostatecznie trafiając do Wygryn nad jeziorem Bełdany, małej sympatycznej wichury niedaleko Rucianego. Tam opady przytrzymały mnie dwa dni. W międzyczasie skontaktowałem się z Archim, z którym to umówiliśmy się na małe spotkanie i kilka wspólnych kilometrów.

Nie chciało mi się bezczynnie siedzieć trzeci dzień w tym samym miejscu, więc zignorowałem lekkie opady i licząc na poprawę pogody wyruszyłem na zachód, . Z Arturem umówiłem się na polach grunwaldzkich. Po dojechaniu na miejsce odczytałem SMS-a, że tu się nie spotkamy (awaria jedynego przerywacza) i ze zaprasza mnie do Kwidzyna.

Jadąc w kierunku zachodnim z obawą patrzyłem na niebo - cała jego północna strona była czarna czernią chmur burzowych. Podjąłem więc decyzję - uciekam na południe! Wiedziałem, że tylko w ten sposób uniknę jazdy w deszczu. Z Arturem spotkaliśmy się trzy tygodnie później, pod czeską granicą.

Uciekało mi się tak dobrze, że bez przystanku przeleciałem przez Toruń i zatrzymałem się za Gnieznem - tam skończyło mi się paliwo. Dotankowałem i następny postój zrobiłem dopiero we własnym garażu. Ostatniego dnia niechcący znowu wykręciłem prawie 600km! Mój iżak to długodystansowiec, nie boi się takich tras! :)

Reasumując: Przejechałem, zobaczyłem i... ja tam jeszcze wrócę! :)

Mapa:

Pokaż trasę wyprawy na większej mapie
 
 
radarator
Fundator


Motocykl: Iż-49
Posty: 1143
Skąd: Olsztyn
Wysłany: Sro 26 Gru, 2012   

Jak już się zrobi ciepło i jak GO odpalę nie będziesz się szwędał po moich okolicach sam! :X
 
 
 
roman


Motocykl: Iż-56
Posty: 326
Skąd: Lublin
Wysłany: Sro 26 Gru, 2012   

Już po raz kolejny gratuluję Tobie i motocyklowi tak super wycieczki oraz ze zwiedzasz nasz piękny kraj.
_________________
ИЖ 56 - 1958r
 
 
 
jarcco


Motocykl: Iż-49
Posty: 1323
Skąd: Lublewo Gdańskie
Wysłany: Sro 26 Gru, 2012   

No nareszcie! Bo już myślałem że wypisałeś się z Klubu Podróżnika. Bardzo przyjemnie się czyta Twoje turystyczne opowieści.

Co ciekawe w tym roku również się rozminęliśmy przejeżdżając przez te same miejsca. Ja, co prawda nie Iżem, bo z rodziną odwiedziłem zamek w Olsztynie, Chęcinach i w Bobolicach, który to faktycznie przypomina swoim wyglądem kreskówkę Disneya :)

Odwiedziłeś Bartka! fajnie że stoi, na żywo wygląda jak starzec na wyciągu ortopedycznym :)
Chyba mocno przygotowujesz się przed wyjazdem i planujesz szczegółowo trasę, bo trafiasz w ciekawe miejsca! :thumbup:

Może i mnie się uda jakaś większa wyprawa? Smaku jak zwykle narobiłeś!
_________________
jarcco
 
 
Archi88


Motocykl: Iż-56
Posty: 1347
Skąd: Pruszcz Gdański
Wysłany: Pią 28 Gru, 2012   

Przyjemnie się czyta o tej porze roku taką nową relacje. Zastanawiałem się czy ujrzy ona światło dzienne. Trzeba nam "świeżej krwi" w dziale podróżnika, bo z czasem przechodzi chęć do opisywania swoich wycieczek ;)

Mcfrag napisał/a:
Michał. z którym konsultowałem miejsca godne odwiedzin...

A ja myślałem, że wozisz ze sobą bibliotekę przewodników turystycznych ;)
_________________
IŻ-56 '62, Suzuki GSX400E '83
 
 
mcfrag
Fundator


Motocykl: Iż-49
Posty: 3297
Skąd: Brzeg Dolny
Wysłany: Sob 29 Gru, 2012   

jarcco napisał/a:
No nareszcie! Bo już myślałem że wypisałeś się z Klubu Podróżnika.

Wypisać się z najważniejszego działu na forum? Nie ma takiej opcji! :)

jarcco napisał/a:
Chyba mocno przygotowujesz się przed wyjazdem i planujesz szczegółowo trasę, bo trafiasz w ciekawe miejsca!

E tam, w ogóle się nie przygotowywałem, pisałem o tym. Naprawdę, wystarczy rozglądać się na boki i czasem pogadać ze spotykanymi po drodze ludźmi.

Archi88 napisał/a:
A ja myślałem, że wozisz ze sobą bibliotekę przewodników turystycznych

Hmm. Wyjechałem jedynie z laminowaną mapą Polski w skali 1:750 000 i faktycznie przywiozłem więcej makulatury (głownie mapy, zawsze kupuję te warte uwagi).

Sztywne planowanie trasy czy robienie listy miejsc do odwiedzenia nie jest czymś, co sprawiałoby mi frajdę. Jakbym miał jechać drezyną - niby w plenerze, ale jednak po torach... :)
 
 
kuba_777


Motocykl: Iż-49
Posty: 140
Skąd: Iława
Wysłany: Nie 30 Gru, 2012   

No i znowu byłeś niedaleko i nie dałeś znaku życia.

Fakt, że okres letni to dla mnie okres rozjazdów i tylko gościnnej bytności w domu ale... mogłeś dać znak. Mam nadzieję, że Twoje stwierdzenie - obietnicę "ja tu jeszcze wrócę" zrealizujesz. A pamiętasz jak się dziwiłeś gdy powiedziałem Ci, że zakochałem się we WROCKU I DOLNYM ŚLĄSKU i z ogromną radością jadę tam gdy tylko mogę?

Reportaż z drogi jak zwykle rewelacyjny. :thumbup: Biura podróży powinny płacić Ci tantiemy za wyszukiwanie atrakcji. Pozdrawiam!
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Podobne Tematy
Temat Autor Forum Odpowiedzi Ostatni post
Brak nowych postów Dzienniki fragowe
Ślęża
mcfrag W trasie 3 Pon 11 Sty, 2010
cube
Brak nowych postów Dzienniki fragowe
Żelazny Most
mcfrag W trasie 3 Nie 03 Kwi, 2011
mcfrag
Brak nowych postów Dzienniki fragowe
Autostrada Sudecka
mcfrag W trasie 5 Wto 24 Lip, 2012
jarcco
Brak nowych postów Dzienniki fragowe
Zamki Dolnego Śląska
mcfrag W trasie 2 Sro 27 Lis, 2013
kuba_777
Brak nowych postów Dzienniki fragowe
Worek Turoszowski, Góry Izerskie, Karkonosze
mcfrag W trasie 6 Czw 17 Maj, 2012
mcfrag
Brak nowych postów Dzienniki fragowe
Muchołapka
mcfrag W trasie 10 Sro 08 Kwi, 2015
jacumba


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme xandblue created by spleen modified v0.2 by warna