IZHMOTO.PL - Forum użytkowników i sympatyków motocykli IŻ
IZHMOTO.PL Strona Główna
Pomoc Statystyki Szukaj Użytkownicy Grupy Galeria Rejestracja Profil Sprawdź Wiadomości Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Nad morze
Autor Wiadomość
mcfrag
Fundator


Motocykl: Iż-49
Posty: 3297
Skąd: Brzeg Dolny
Wysłany: Nie 25 Gru, 2016   Nad morze

Od wakacji minęło już pół roku. Słowo się rzekło - obiecałem, najwyższy więc czas zacząć opowieść. Było tak:

Tegoroczna wyprawa zaczęła się w pewien lipcowy niedzielny poranek w Pińczowie. Tak się złożyło, że był to ostatni dzień Pikniku - dzień, w którym wiara rozjeżdżała się do domu, pierwszy dzień ochłodzenia po tygodniu ekstremalnego upału. Wydawało się, że ta nocna ulewa to sytuacja przejściowa. Wydawało się... :)

W tym roku Trzeci Muszkieter Gibraltarski nie mógł (wybrał karierę europosła w Brukseli i partia go nie puściła (czy jakoś tak)) więc nie było wyjścia - w trasę pojechały dwa Iże 49. Nie było wielkiego planowania. Uzgodniliśmy, że polecimy razem do Świnoujścia. Dawno nie widziałem Bałtyku z bliska, przy okazji zrobię dobry uczynek i odprowadzę Adama - z wyspy Wolin do Szczecina rzut beretem. Trasa pozostała sprawą otwartą - obaj mieliśmy czas, do AWO pikniku było jeszcze parę dni. :)

Wróćmy do Pińczowa. Przypomnę: jest niedzielny poranek, dolnośląska banda wraca do domu. Ja nie wracam - dyskretnie, po cichu, nie robiąc sensacji wymiksowałem się z tego składu, podobnie zrobił Adam. Deszczyk lekko siąpi, aura sprzyja cichemu opuszczeniu imprezy. Wyruszamy jako jedni z ostatnich, obieramy kurs na Kielce i dalej na północny wschód. Mamy stroje p-deszcz, nędzna pogoda nas nie rusza. Tempo trzymamy zwyczajne, jedziemy bez stresu.

Sytuacja nieco się poprawia na wysokości Góry Kalwarii, po przekroczeniu Wisły przestaje padać. Niestety nie na długo, po 100km suchego asfaltu deszcz wrócił. :)

Ciśniemy ile się da, byle bliżej granicy. Pomimo późnego wyjazdu i godzinnego postoju w Łochowie, podczas którego dociągaliśmy pływające sprzęgło w junaku Adama, udało się machnąć 400 wodnych kilometrów. Do lądowania podchodzimy w Tykocinie. Wracam tam po kilku latach z przyjemnością, bardzo lubię to ciche, stare miasteczko. Wieczorem trochę się po nim pokręciliśmy, przy okazji zabezpieczając ciepły posiłek.

A to nasza meta - agroturystyka Pod Czarnym Bocianem. Miło, sympatycznie, niedrogo i do tego nad samą Narwią! Miejscówa dodana do ulubionych. :)

Rano powtórzyliśmy zwiedzanie. Pretekstem były zakupy świeżego prowiantu.

Rano, to znaczy wcześnie rano. Zakupy i śniadanie udało się ogarnąć na tyle sprawnie, że punkt 9.00 zameldowaliśmy się w białostockim Decathlonie. Przeczuwaliśmy, że przed nami srogi czas i obaj już wiedzieliśmy, że nie jesteśmy na to w 100% przygotowani. Zostały dokupione termodynamiczne suspensy i inne elementy garderoby ułatwiające przetrwanie. Jazda po mokrym przez cały dzień to nie przelewki! :)

W Szypliszkach postój przy barze dla tirowców. Było mi już dane tu się posilać, dziś też jestem kontent z zawartości talerza - kartacze smakują przewybornie. Kiedy delektowaliśmy się obiadem, przypomniał o sobie nasz kumpel deszcz. :)

Niedługo przekroczymy granicę. Żołądki pełne, pozostało tylko założyć kominiarki i zorganizować trochę waluty. :)

Budzisko, jest 15.30. Pierwszy raz wjeżdżamy na Litwę. Pierwszy, czyli nie ostatni... :)

Morale mamy wysokie, nic nas nie złamie! :)

CDN...
 
 
nickeledon


Motocykl: Iż-49
Posty: 3824
Skąd: Słupsk
Wysłany: Nie 25 Gru, 2016   

No wreszcie! Od zawsze się zastanawiam jak znajdujecie czas na przejechanie 400 kilo, zorganizowanie kimania, zrobienia zakupów i jeszcze zamówienia i zjedzenia kartaczy. xD
 
 
Archi88


Motocykl: Iż-56
Posty: 1347
Skąd: Pruszcz Gdański
Wysłany: Pon 26 Gru, 2016   

Jechać nad morze na północny wschód? To chyba nad Morze Barentsa. ;)

Czekam na dalszy rozwój wydarzeń. :)
_________________
IŻ-56 '62, Suzuki GSX400E '83
 
 
WILKOLAK


Motocykl: Planeta
Posty: 83
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon 26 Gru, 2016   

A na żółtych tablicach można jechać bez pozwolenia za granicę Polski. Szerokości dla wszystkich którzy takie fajne rzeczy robią.
_________________
PLANETA 5
 
 
kuba_777


Motocykl: Iż-49
Posty: 140
Skąd: Iława
Wysłany: Pon 26 Gru, 2016   

Piotruś, szacun! Jak zawsze pomysł wyprawy zajfajny. Mam nadzieję, że przywiozłeś z Litwy ich wspaniała słoninę. To z przyziemnych rzeczy, a to co zobaczyłeś to już inna sfera. Pozdrawiam
 
 
mcfrag
Fundator


Motocykl: Iż-49
Posty: 3297
Skąd: Brzeg Dolny
Wysłany: Pon 26 Gru, 2016   

Archi88 napisał/a:
Jechać nad morze na północny wschód? To chyba nad Morze Barentsa.

Gdybyśmy mieli paszporty, pewnie polecielibyśmy przez Królewiec. Jak typowe Polaki - jedyna nacja, która na wczasy nad morzem wali na północ. :)

WILKOLAK napisał/a:
A na żółtych tablicach można jechać bez pozwolenia za granicę Polski.

A to nie można? Paczpan... :)

Wracam do mojej opowieści. Jest poniedziałkowe popołudnie, według naszego czasu pół do czwartej. Właśnie wjechaliśmy na Litwę, co oznacza, że musimy przestawić zegary o godzinę do przodu. Deszczyk lekko ciurla, wygląda na to, że do morza dziś nie dojedziemy.

Po kilkunastu kilometrach zjeżdżamy z ruchliwej drogi na Kowno i lokalną, zupełne pustą szosą cyrklujemy wzdłuż granicy z obwodem kaliningradzkim. Mijamy Kalwarię i Grażyszki, w Wyłkowyszkach zatrzymujemy się, żeby zatankować. Pierwszy raz w życiu widzę płatny kibel na cepeenie! :)

Korzystam z okazji i sprawdzam łączność z krajem. Okazuje się, że włączony kilka dni wcześniej roaming nie działa! Telefon jest martwy, pomimo wielu prób nie udaje mi się nic zdziałać, nawet mając do dyspozycji net w komie Adama. Nie odjechaliśmy daleko od granicy, więc decyzja mogła być tylko jedna: odwrót! :)

Po godzinie jazdy pod wiatr, który wraz z kąśliwym opadem ostro siekał gębę, docieramy do Wiżajn. Tu zakładamy obóz i ogarniamy parę istotnych spraw. Mnie udaje się ustawić łączność, rozwiązujemy też problem pływającego sprzęgła w iżu Adama. Winowajcą okazał się użyty olej samochodowy - niby mineralny, jednak na tyle "uszlachetniony" domieszkami zmniejszającymi tarcie, że sprzęgła nie dawało się wyregulować. Po wymianie na orlenowski MIXOL (tylko taki mieliśmy do dyspozycji) problem zniknął a sprzęgło do końca wycieczki działało podręcznikowo.

Następnego dnia, wypoczęci i z dobrymi humorami wjeżdżamy na Litwę po raz drugi - tym razem przez malutkie, lokalne przejście Sudawskie-Vygreliai. Nie pada, to już coś! Lecimy więc bokiem, po lewej ręce mając granicę z Rosją.

Drogi puste, miejscowości puste, mijani ludzie jacyś tacy przydeptani - zachodnia Litwa wygląda raczej smutno. Widać, że żyje się tu bardzo skromnie.


Na razie nie pada, za to zimno, jak w kieleckim. A trzy dni wcześniej w Pińczowie smażyło niemożebnie! :)


W Jurborku przelatujemy przez Niemen. Po chwili mały postój nad starorzeczem.

Bez większych przygód (nie licząc przelotnych opadów :) ) docieramy do Kłajpedy. Uzupełniamy stany aprowizacyjne i uciekamy na północ, mus poszukać jakiegoś miejsca na nocleg.

Meta dziś w Połądze. Samo miasto to dla mnie nic ciekawego - typowy nadmorski kurort, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Za to kemping mają całkiem sympatyczny - jest niedrogo, cicho i czysto. Od centrum kawałek, za to do morza tylko kilkaset metrów.


Bałtyk na Litwie wygląda prawie jak u nas.

Jedyne zauważalne różnice to brak ludzi na plaży i pozycja słońca, zachodzącego zupełnie w innym miejscu.


Nazajutrz wczesna pobudka, szybkie zwijanie majdanu i rura! Przed nami 300km do Rygi - niby niewiele, ale chcemy dotrzeć tam możliwie wcześnie. Na muzeum motoryzacji zasadzam się od ładnych paru lat. :)

Jak widać, pogoda w normie! Powoli się przyzwyczajamy - stare przysłowie pszczół mówi: jeżeli nie możesz kogoś pokonać, to się do niego przyłącz! :)

Żegnamy tonącą we łzach krainę świętego Jerzego, przed nami...

Gdyby nie znaki graniczne, nie zauważyłbym zmiany kraju. Krajobraz wygląda identycznie - iglaste i mieszane lasy, z rzadka poprzetykane dzikimi, podmokłymi łąkami. A wszystko to przecięte prostą po horyzont, pustą szosą...

W Lipawie tankujemy pod korek. Postój uatrakcyjniło nam dwóch starszych autochtonów, którym na widok sowieckich maszyn wróciły wspomnienia. Nie, nie było pomyłki w określeniu marki! Obaj dobrze wiedzieli dokąd pociąg jedzie. Rozmawiamy cyrylicą, jej "znajomość" jeszcze się nam przyda na Łotwie.

Tę flaszkę ruskiego miksolu zakupiłem właśnie w Lipawie. Fotografuję wszystkie takie wynalazki, sam nie wiem po co. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że nie będzie mi dane wlać go do iżowego baku... O tym opowiem w następnym odcinku. :)

Odbijamy od morza i kierujemy się na Rygę. Jedzie się dobrze: nie pada, ruch na trasie niezauważalny... Do pełni szczęścia brakuje tylko kilku stopni więcej na termometrze.

Na szczęście mamy sprawdzony sposób na szybkie się rozgrzanie. Przydrożna kawa "de la rów" aplikowana kilka razy dziennie, potrafi postawić na koła. Ten nasz codzienny rytuał zaprezentuję Wam pewnie jeszcze nie raz. :)


Tymczasem zbliżamy się do stolicy. Choć przeważnie lecieliśmy po twardym, czasem zdarzały się charakterystyczne dla całej Pribałtyki szuterki.

CDN...
 
 
Łukasz Hawryluk
Fundator


Motocykl: Iż-49
Posty: 946
Skąd: Legnica
Wysłany: Pon 26 Gru, 2016   

mcfrag napisał/a:
CDN...

Ucieszyła mnie ta recenzja - z dawna wiadoma, że się pojawi
Mam nadzieję, że nie jest to serial emitowany raz\tydzień ;D

Dzięki "la muszkieter" - jest miło :]
_________________
Iż 49 1956r.
 
 
jarcco


Motocykl: Iż-49
Posty: 1323
Skąd: Lublewo Gdańskie
Wysłany: Wto 27 Gru, 2016   

Nareszcie porządny serial w dobrej reżyserii.
Czekam na kolejne odcinki, super się ogląda! :)
_________________
jarcco
 
 
smok


Motocykl: Iż-49
Posty: 154
Skąd: Wiązów
Wysłany: Wto 27 Gru, 2016   

nickeledon napisał/a:
No wreszcie! Od zawsze się zastanawiam jak znajdujecie czas na przejechanie 400 kilo, zorganizowanie kimania, zrobienia zakupów i jeszcze zamówienia i zjedzenia kartaczy. xD

Spokojnie jest to do ogarnięcia. Jeżeli tylko maszyna dobrze współpracuje. W tym roku też postarałem się o dłuższy wyjazd i miałem obawy. Zrobiłem jednego dnia 350 km ze zwiedzaniem dwóch miejsc. Spokojna jazda 60 km/h w porywach do 65 km/h. Rano około 8 wyjazd i około 20 powrót.

Fajna wyprawa i gratuluje końskiego zdrowia ;D Jeden dzień jest do zniesienia, ale kilka dni w siodle po około 400 km to trzeba zagryźć zęby. Jeszcze jak dochodzi deszcz i zimno to jak dla mnie nie warto. Pogoda na motor musi być ładna, bo inaczej nie ma tej przyjemności jazdy z otwartą przyłbicą i podziwianie okolic ze 100% ostrością.
 
 
mcfrag
Fundator


Motocykl: Iż-49
Posty: 3297
Skąd: Brzeg Dolny
Wysłany: Sro 28 Gru, 2016   

Około trzeciej wjeżdżamy do Rygi. Trzeba się pośpieszyć, muzeum zamykają o 18.00 a żeby je zwiedzić, musimy przelecieć praktycznie przez całe miasto. Oczywiście trafiamy na popołudniowe zatwardzenie komunikacyjne. Kiblujemy praktycznie na każdych światłach, nawet udało się zaliczyć zamknięty przejazd kolejowy.

Ryga to duże, dynamiczne i nowoczesne miasto, bardzo kontrastujące z resztą Łotwy - słabo zaludnioną i raczej skromną, by nie powiedzieć mocniej. Wieżowce pod niebo, na każdym kroku szkło i metal, sporo drogich aut. Czuje się tu pieniądz i europejski sznyt.

Równo pół do piątej meldujemy się na ulicy Eisensteina 6.

Krótka kolejka, two tickets please (10 euro od łba) i ładujemy się do metra... to znaczy do muzeum. :)

Tak wygląda muzeum w Rydze po remoncie. Panoramka nie oddaje całości wrażeń, oprócz wizji jest jeszcze warstwa dźwiękowa. Wewnątrz huczy i brzęczy tak, jakby do dużej betoniarki ktoś wsadził 1000 telewizorów nastawionych na różne kanały i zapuścił wirowanie.


Twórcy muzeum postawili na "nowoczesność" i "interaktywność". Wokół niektórych pojazdów zamontowano dziwne tabletopodobne wynalazki. Po nakierowaniu takiego stwora na obiekt widać na nim animowane cuda - tłoki się ruszają, dyfry dyfrują, zawieszenie się zawiesza itp.

Taka koncepcja ekspozycji starego żelaza w ogóle do mnie nie przemawia. Zdecydowana większość pojazdów jest odpicowana na wysoki (dla mnie zbyt wysoki) połysk... Czuję się jak na wystawie modeli kartonowych w osiedlowym domu kultury Promyk. Smutno.

Wielkim rozczarowaniem jest śladowa ekspozycja radzieckich motocykli, czyli tego, co chciałem sobie dogłębnie obejrzeć. Kolekcja przedwojennych Iży została sprzedana do Moskwy, reszta zbiorów zalega w magazynach. Słabo po całości.

Wisienką na torcie był jedyny w całym muzeum motocykl słusznej marki. Wyglądał bardzo znajomo, przez chwilę poczułem się jak we własnym garażu. :)


Kolekcja łotewskiego małego litrażu.

Muzeum zwiedzaliśmy w czwartym dniu od otwarcia po długim remoncie, dlatego nie spisuję go całkiem na straty. Mam nadzieję, że za jakiś czas zarządzający wypracują bardziej interesującą formułę ekspozycji, atrakcyjną nie tylko dla sześciolatka z niejarzącymi rodzicami. A na razie szczerze odradzam wizytę - jeszcze nie warto.

Wychodzimy lekko rozczarowani. Na szczęście ten dzień miał się dopiero rozpocząć! :)

Dochodzi 18.00, czas rozejrzeć się za jakimś miejscem na nocleg i czymś na kolację. Wcześniej jednak postanowiłem naciągnąć trochę zbyt luźny łańcuch i zajrzeć do przerywacza. Operacja zajęła mi kilka minut i już zaczynałem zakręcać prawą pokrywę, kiedy Adam stwierdził, że mam luz na małym kółku łańcuchowym. Zbyłem go, mówiąc że o tym wiem - to minimalny luz na wielowypuście wałka zdawczego. Na szczęście chłop nie odpuścił. I dobrze! Gdy ponownie zdjąłem dekiel i poruszałem kółkiem, zaniemówiłem!

Filmik nakręciłem już po powrocie ale to ten wałek. Zmierzony luz - ok. 1,3mm. :D


Wykręciłem bagnet - suchy jak pieprz. Z wnętrza gumowego kapturka chroniącego popychacz wydmuchałem obłoczek złocistego brokatu.

Nie mam zapasowego wałka ani tulejek. Z drugiej strony motocykl pali i jedzie jak zawsze. Co teraz? Nasza wycieczka dopiero nabiera rumieńców... Kontynuować wyprawę? Nawet, jeżeli się da, to przyjemność z jazdy będzie żadna, kiedy myślisz tylko o tym, czy wałek się skończy już, czy za chwilę. Wracać z podkulonym ogonem? Nie, jakoś tak nie honor...

Mój iż to porządny chłop - dobrze wie, kiedy się rozpaść. Widelec złamałem pod garażem, więc gdzie miałby paść wałek zdawczy jak nie pod muzeum starych motocykli? :)

Pamiętacie szprychową przygodę Motolisa na dolnośląskim Pikniku? Czysta magia. Tym razem było podobnie. Adam został przy iżach, ja poleciałem do jeszcze czynnego muzeum szukać pomocy. "Zdrawstwuj. Ja z drugom jedjom na starych sorokdjewiatych w Estoniiju. U nas probljem z wtoricznom wałom. Nam nużen drugoj w charoszym sastajaniu. U was jest takoj wał?

Miny ludzi z obsługi, którym zadałem taki "wapros" wskazując iże i Adama za oknem - niezapomniane! :) Mówią, że w muzeum nie ma szans na taki wałek, ale jest chęć pomocy. Rozdzwaniają się telefony, po chwili słyszę: czekaj, zaraz ktoś przyjedzie.

Po kwadransie lub dwóch słyszę warkot motocykla - podjeżdża Denis (brat jednego z pracowników muzeum). Chwilę rozmawiamy, po czym pada magiczne słowo: wskakuj! Jak wtedy w Czechach... :)

Jedziemy przez całą Rygę. Tym razem jestem pasażerem, więc mogę trochę się rozejrzeć. W końcu dojeżdżamy do wysokiego bloku, pilot uruchamia wrota podziemnego garażu, jesteśmy na miejscu. Denis otwiera zamknięte na kłódkę pomieszczenie i mówi: szukaj. Gdy włączył światło, zdębiałem. Wewnątrz stoi nadwozie Iża 350, pomalowane na głęboki wiśniowy kolor. Obok leżą koła, wydechy i reszta szpeju oraz to, co dla mnie najważniejsze: silnik, na szczęście w całkowitych puzzlach. Po chwili mam w ręku to, czego szukałem: piękny wałek zdawczy z zupełnie niezużytymi tulejkami, co natychmiast sprawdziłem. Najważniejsze, że to stary wałek z wąskim łożyskowaniem - szeroki bez rolek raczej by mnie nie urządzał.

Pada pytanie:
- Ile?
- Daj spokój.
.
Denis, jeszcze raz dziękuję. Jestem Twoim dłużnikiem!

Jest dobrze! Kiedyś zażartowałem na forum, że na wschód od Polski graty do iża można znaleźć na każdym poboczu. :) Co w tym jest - po godzinie od wykrycia problemu mam już wszystko, co pozwoli mi jechać dalej. Do pełni szczęścia brakuje tylko miejsca, w którym dałoby się ten wałek wymienić, choć szczerze mówiąc dziś na to już nie liczę. Wymiana wałka zdawczego to nie operacja zastawki serca, od biedy można to zrobić na poboczu. Jeden dzień w plecy to żadne opóźnienie...

Magiczny wieczór jeszcze się nie skończył. Denis stwierdził, że zawiezie nas do kogoś, kto dysponuje podnośnikiem motocyklowym. Być może uda się przy okazji zorganizować nocleg. Jak tu nie skorzystać? Mój motocykl jest ranny ale ciągle sprawny. Jedziemy do Bruno! :)

Jest godzina 19.55. Czekamy na gospodarza, po chwili otwiera się brama. Wjeżdżamy. Chwila rozmowy i już mamy do dyspozycji podnośnik, narzędzia, myjkę i wszystko to, czym dysponuje prawdziwa motocyklowa "mastierskaja".

Nie tracimy czasu. Iż wjeżdża na kanał, zdejmuję tylko to, co niezbędne i z werwą zabieramy się za demontaż skrzyni. W warsztacie jest parę osób z ekipy. Przyglądają się nam podejrzliwie, ale gdy widzą, że używamy własnych narzędzi i zupełne nie potrzebujmy ich zaangażowania, robi się coraz bardziej sympatycznie. Bruno też chce pomóc - stwierdził, że jedno z łożysk jest zbyt wyhuśtane i proponuje wymianę. Podobnie było ze śrubami trzymającymi dekiel skrzyni - gdy zobaczył oryginały z łbem na wkrętak płaski złapał się za głowę i poleciał szukać imbusów. Mina, gdy je przyniósł i usłyszał - Nie, dziękuję, wracają oryginały - bezcenna. Próbowałem mu to jakoś wytłumaczyć ale obawiam się, że bezskutecznie. :)

Robota w takich warunkach to czysta przyjemność. Majsterkowanie z Adamem to bajka, bez słów dzielimy się zadaniami i ogarniamy temat w pierwszym podejściu. Po 22.00 jest po sprawie. Zużyty wałek ląduje w sakwie - kto wie, może po drodze się jeszcze przyda? :)

Wałek wymieniony, dekiel podsycha. Pamiątkowa fota z kierownikiem zamieszania, montujemy pokrywę i kończymy na dziś. To był długi dzień.

Trafiliśmy w najlepsze z możliwych miejsc. Ten warsztat to kwatera główna ekipy BRUNO MOTO - drużyny wyścigowej, firmy tuningujacej wyścigowe motocykle i szkoły doskonalenia szybkiej jazdy w jednym.

A to nasz wybawca - Bruno Rožkalns. Fajnie mieć w chałupie własną izbę pamięci! :)

O 23.00 wyszorowani i głodni (nikt nie miał głowy do zabezpieczenia prowiantu) kończymy ten niesamowity dzień. Bruno, jeszcze raz dziękuję!

Rano szybka pobudka, kawa i kontrolne spojrzenie na mapę. Wytaczamy motocykle. Na ulicy testuję skrzynię, wczoraj było na to za późno bo w domu spało małe dziecko. Wszystko gra i trąbi, są biegi sztuk cztery, wszystkie do przodu. Silnik zalany ruskim miksolem (wspominałem, że nie będzie mi go dane przetestować w baku :) ) chodzi jak trzeba. Czas się zbierać!

Chłopaki wyprowadzają nas na wylotówkę na Tallin, rozjeżdżamy się pod dużym supermarketem, w którym uzupełniamy prowiant. Kilka kilometrów dalej, na opuszczonym przystanku autobusowym aranżujemy spóźnione śniadanie (i wczorajszą kolację). Jest dobrze!


CDN.
 
 
nickeledon


Motocykl: Iż-49
Posty: 3824
Skąd: Słupsk
Wysłany: Czw 29 Gru, 2016   

Co raz częściej dochodzę do wniosku, że to awarie w trasie są najbardziej kształcące i poznawcze :)
 
 
katalina


Motocykl: Iż-49
Posty: 57
Skąd: Szczecin
Wysłany: Czw 29 Gru, 2016   

Mile wspominam Brunową gościnność. Warsztat wyposażony w narzędzia i 50 calowy telewizor. :]

Pomoc chłopaków z wyścigowego teamu bezcenna. Szczególnie młodego Bruno przy określaniu stanu zużycia łożyska - cytuję: piździec, piździec. :rotfl:

 
 
kylo


Motocykl: inny
Posty: 51
Skąd: Lubartów
Wysłany: Pią 30 Gru, 2016   

Pięknie się to czyta :thumbup:
 
 
nickeledon


Motocykl: Iż-49
Posty: 3824
Skąd: Słupsk
Wysłany: Pią 30 Gru, 2016   

kylo napisał/a:
Pięknie się to czyta


Mnie to skręca, że tak sparafrazuję Floydów: I wish to be there. :grin:
 
 
jarcco


Motocykl: Iż-49
Posty: 1323
Skąd: Lublewo Gdańskie
Wysłany: Wto 03 Sty, 2017   

mcfrag napisał/a:
Przypomnę: jest niedzielny poranek, dolnośląska banda wraca do domu. Beze mnie - dyskretnie, po cichu, nie robiąc sensacji wymiksowałem się z tego składu, podobnie Adam. Deszczyk lekko siąpi, aura sprzyja cichemu opuszczeniu imprezy

Niedyskretnie spytam - dlaczego tak dyskretnie?
Może ktoś by coś ciekawego podpowiedział na przykład... :letssin:

mcfrag napisał/a:
Wykręciłem bagnet - suchy jak pieprz.

Iż zaczął palić olej... nie ma co, prawdziwy z niego Junak :)

mcfrag napisał/a:
"Zdrawstwuj. Ja z drugom jedjom na starych sorokdjewiatych w Estoniiju. U nas probljem z wtoricznom wałom. Nam nużen drugoj w charoszym sastajaniu. U was jest takoj wał?

Pamiątka ze szkoły, czy skutek uboczny studiów nad instrukcją do junaka?? ;)

Jestem pod wrażeniem reanimacji wyprawy. To właśnie szkoła podróżowania takimi środkami transportu. Dzisiejszy bajker najpierw dostaje palpitacji, potem naprawia moto rękami kolegi przez telefon. A i tak kończy na lawecie ;)

Ja nie kumam, najpierw jesteście na Litwie, potem w Polsce, potem znów Litwa...może za dużo brandy, albo zakumam jak logi zobaczę :mrgreen:

Melduję że przeczytałem już 2 razy, kiedy dalszy ciąg?
_________________
jarcco
 
 
mcfrag
Fundator


Motocykl: Iż-49
Posty: 3297
Skąd: Brzeg Dolny
Wysłany: Sro 04 Sty, 2017   

jarcco napisał/a:
Niedyskretnie spytam - dlaczego tak dyskretnie?

Cóż, ja tak mam, nie lubię bicia piany i pompowania balonu. O wyprawie opowiada się po powrocie - to moja żelazna zasada. Szum medialny, sponsoring, fejsbuki, koszulki, chorągiewki i naklejki z mapką zostawiam innym pokoleniom. :)

Powodem dyskrecji był również wspomniany na początku tematu brak planu. Owszem, mieliśmy jakieś ogólne założenia, kierunek, w którym będziemy podążać ale oczywiście okazało się, że trasa poprowadziła nas zupełnie inaczej niż jej zamysł (nie, nie planowaliśmy zdobywania Przylądka Pólnocnego :) ). Zakupione w czerwcu 1700NOK musi poczekać na swój czas. :)

jarcco napisał/a:
Może ktoś by coś ciekawego podpowiedział na przykład :letssin:

Jarek, nawet nie wiesz, ile skorzystaliśmy na rozmowie z Tobą o Norwegii. Jeżeli nie zorientowałeś się, że zostałeś przez nas wnikliwie przepytany "na okoliczność" - tym lepiej! :)

jarcco napisał/a:
Iż zaczął palić olej... nie ma co, prawdziwy z niego Junak :)

To prawda, junak po całości. Skorzystam z okazji i dopowiem, że do końca wyprawy nie wiedziałem, czy junak brał olej, czy po prostu go powoli gubił. Nie dymił, nie stracił dynamiki, mało spalał (poniżej 4l/100km) i odpalał od pierwszego. Dziennie (przebiegi rzędu 400-500km) ubywało ok 100ml "masła". Resztę trasy zrobiłem na różnych miksolach, które oprócz normalnego mieszania z etyliną po prostu dolewałem do silnika. Przez pewien czas miałem iża z dozownikiem. :)

Po powrocie silnik poszedł na stół i poznałem przyczynę całego zamieszania. Opowiem o tym w moim wątku garażowym, gdy dojadę do Świnoujścia. :)

jarcco napisał/a:
Pamiątka ze szkoły, czy skutek uboczny studiów nad instrukcją do junaka?

Podejrzewam, że to wypadkowa obu. Choć z tą znajomością rosyjskiego nie przesadzajmy. W stresie dogadasz się nawet po austriacku czy brazylijsku. :)

jarcco napisał/a:
Jestem pod wrażeniem reanimacji wyprawy. To właśnie szkoła podróżowania takimi środkami transportu. Dzisiejszy bajker najpierw dostaje palpitacji, potem naprawia moto rękami kolegi przez telefon. A i tak kończy na lawecie ;)

Tak, właśnie dla takich chwil jedzie się przed siebie. :)

jarcco napisał/a:
Melduję że przeczytałem już 2 razy, kiedy dalszy ciąg?

Jeżeli czas pozwoli, to dziś wieczorem gdzieś dojedziemy. A tymczasem opuściliśmy Rygę i napieramy na północ, trzymając równe, stałe tempo.

 
 
wadmed


Motocykl: AWO Sport
Posty: 10
Skąd: okolice Nadarzyna
Wysłany: Sro 04 Sty, 2017   

Ach ta elektronika, wszędzie się wciśnie ;D
 
 
Spiker


Motocykl: Planeta
Posty: 1414
Skąd: Rzeszów
Wysłany: Sro 04 Sty, 2017   

Fajna wyprawa. Super opowieść. Z niecierpliwością czekam na dalsze odcinki ... :thumbup:

(Można zrobić sprawozdanie? Można!
Cały czas czekam na zaległą opowieść o wyprawie portugalskiej.)
_________________
Iż Planeta '63, ...
 
 
mcfrag
Fundator


Motocykl: Iż-49
Posty: 3297
Skąd: Brzeg Dolny
Wysłany: Sro 04 Sty, 2017   

wadmed napisał/a:
Ach ta elektronika, wszędzie się wciśnie ;D

Paweł, masz rację, posypuję głowę popiołem i rumienię się ze wstydu. Miałem wziąć astrolabium i sekstant ale nie zmieściły mi się w sakwie - camera obscura zajęła zbyt dużo miejsca. :)

Wracamy na trasę. Dzisiejszy etap jest bardzo przewidywalny. To bardzo dobrze! Po wczorajszym szalonym dniu potrzebujemy trochę spokoju, nasza karawana musi odzyskać właściwy rytm. Lecimy trasą A1, zwaną popularnie Via Baltica.

110 kilometrów po stronie łotewskiej przeleciało bez wydarzeń godnych odnotowania. Prosta, szeroka szosa jest dziś zadziwiająco pusta, nawijamy kilometr za kilometrem lekko przysypiając. Trasa leci blisko linii brzegowej morza, czasem widać je na horyzoncie. Na jednym z parkingów robimy sobie postój połączony z kwadransem jodowej inhalacji na plaży. To chyba obowiązkowy punkt programu każdego przejeżdżającego tamtędy turysty.

Dziś konkretnie wieje, Bałtyk wygląda bardzo bojowo. Przypominam, jest początek lipca - to nie listopad! :)

Na plaży, oprócz nas - żywego ducha. To zaskakująco miły widok! :)

Na sekundę, bez gaszenia silników zatrzymujemy się na granicy łotewsko-estońskiej. Przejście jest zapuszczone i opuszczone, wygląda identycznie jak wiele innych wewnątrz strefy Schengen, które przekraczałem. Pasuje mi to bardzo.

Dobra! Koniec postoju, pstryk-pstryk, na koń i rura! :)

W Estonii nic się nie zmieniło. Obawiałem się ruchu na drodze, tymczasem Via Baltica wyglądała głównie tak:

Krajobraz zaczyna wyglądać skandynawsko. Przelatujemy przez Parnawę, jedyną większą miejscowość nie licząc dzisiejszej mety i na dobre wracamy do lasu. Zaczyna siąpić, temperatura z każdym kilometrem spada, jedzie się średnio przyjemnie. Przy drodze nie ma parkingów. W pewnym momencie nie wytrzymujemy - na pierwszym napotkanym skrzyżowaniu zjazd w boczną drogę - robimy postój!

Trzeba się rozgrzać! Czas na kawę! :)

Dziś serwujermy wersję estońską, czyli "kohvi de la õla" :)

Po godzinie dojeżdżamy do przedmieść Tallina. Temperatura iście wakacyjna. :)

Zanim założymy obóz, musimy załatwić jedną sprawę. Uderzamy prosto do portu, trzeba kupić bilety na prom. Nie mieli do Świnoujścia, to wzięliśmy dwa do Helsinek. Być może tam będzie jakaś przesiadka. :)

Nasz prom odpływa jutro o 9.00. Formalności ogarnięte, teraz spokojnie można zająć się poszukiwaniem miejsca na biwak.

Znalezienie kawałka trawnika zajęło nam dobre dwie godziny. Kręcimy się po wschodnim Tallinie, coś tam jemy, szukamy. Pierwsza próba nieudana - namierzony camping okazał się ogrodzonym kawałkiem asfaltu w sercu betonowego blokowiska.


W końcu trafiamy do portu jachtowego, w którym pozwalają nam się rozbić na skwerku przy camperplacu. Do morza mamy 20m. Trochę tylko pada i odrobinę zbyt ostro wieje - jest elegancko! :)


Widok z okna mam całkiem zacny: wieloryb, który jutro przewiezie nas do Finlandii na tle starego Tallina.

Kręcąc się po okolicy natrafiłem na intrygujący akcent olimpijski. To raczej nie jest logo igrzysk w Rio... :)

Nazajutrz wczesna pobudka i zwijanie majdanu w deszczu. W porcie musimy być godzinę przed wyjściem w morze, czyli punkt 8.00.

Jesteśmy na miejscu przed czasem. Wbijamy na terminal i ustawiamy się w grupce motocyklowej. Junaki wywołują małą sensację, ludzie patrzą na nas z lekkim niedowierzaniem. Czekając na wjazd na pokład ucinamy sobie pogawędkę z sympatyczną fińską parą podróżującą bawarską meblościanką - nie ma to jak zasięgnąć informacji u źródła! :)



CDN...
 
 
nickeledon


Motocykl: Iż-49
Posty: 3824
Skąd: Słupsk
Wysłany: Sro 04 Sty, 2017   

mcfrag napisał/a:
Dziś konkretnie wieje, Bałtyk wygląda bardzo bojowo.

Odbieram to jako żart. Bałtyk dziś w Ustce: :)



mcfrag napisał/a:
Na sekundę, bez gaszenia silników

A to już wiem jak normę wyrabiacie. :D
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme xandblue created by spleen modified v0.2 by warna