Pierwszy dzień nowego roku to niezły moment na refleksje i remanenty, postanowiłem więc grubą kreską odkreślić zły okres i zostawić go za sobą. Jesienią koronawirus zabrał mi miesiąc życia, przemielił, przeżuł i próbował wypluć. Na szczęście przetrwałem bez większych strat i dziś mogę pokusić się o małe podsumowanie.
Motocyklowo - jak na czas zarazy, ograniczeń i zakazów, to nie był aż tak bardzo zły rok. Udało mi się zrealizować większość pomysłów, które w tych nie najłatwiejszych warunkach były możliwe do zrealizowania. Nie mogę narzekać - większość forumowych osobistości miałem przyjemność widywać równie często, jak zawsze. Duch w narodzie nie umarł i wirusowe zamieszanie nie powstrzymało nas od wielu spotkań w różnych okolicznościach przyrody. Było wiele radości...
Zamknięte granice i ogólny strach przed nieznanym trochę podciął nam skrzydła, dlatego postanowiłem, że moje "główne danie" tegorocznego motocyklowania zostanie skonsumowane bez zbytniego oddalania się od granic kraju. Skorzystałem z okazji i najdalszy w tym roku wypad oparłem o odbywający się na drugim końcu Polski piknik AWO, na który postanowiłem dojechać i wrócić zeń możliwie najdłuższą w tych warunkach drogą.
Zasadniczo plan się powiódł. Towarzystwo, motocykl, pogoda itp. dopisały w 100%. Będę dobrze wspominał te dwa tygodnie w siodle, mógłbym się tak relaksować raz w miesiącu. To już czwarty lub piąty (zależy jak liczyć) gospodarski oblot moich włości - na pewno nie ostatni. I nie chodzi mi o konieczność wymuszoną pandemią - bardzo lubię tę trasę i kolejny raz postaram się ją zrobić tak szybko, jak to będzie możliwe.
O technikaliach nie wspominam - Iż ciągnął jak wściekły, mimo, że dobrych parę kilometrów przed wyjazdem już zrobił. Pod koniec miałem problem z hamulcami, jednak nie na tyle duży, żeby warto było się nad nim pochylać. Temat został ogarnięty natychmiast po powrocie i dziś już nie istnieje.
Nie zamierzam opisywać mojej przejażdżki bo i o czym tu pisać? Idea wypadu sprowadzała się do prostych słów popularnego przeboju: "patrzeć, jak wszystko zostaje w tyle". Zamiast tego pokażę foty - chyba wszystkim brakuje dziś zielonego koloru. Leżą tu: Tour de Pologne 2020
Przepraszam za dużą ilość zdjęć ze znakami pokazującymi, gdzie w danej chwili byłem. Relacja powstawała na bieżąco z myślą o moich węgierskich znajomych, których próbuję namówić na podobną wycieczkę po naszym kraju. Kto wie, może znajdzie się więcej chętnych?
Motocykl: Planeta
Posty: 109 Skąd: Peterborough England
Wysłany: Sob 02 Sty, 2021
mcfrag Glad you escaped the Demon.
I take my hat off to you. Reading and viewing your photographic journey is an inspiration to anyone. I hope to have my 49 on the road this year and if I can travel a 1/10 of your mileage I will be very happy.
Zawsze jak ktoś mi wciska, że starym motocyklem to nie da się pojechać dalej niż kilka kilometrów od domu to odpowiadam: "Jest w dolnośląskim(-kiem) taki jeden gość mający iża 49". (Trochę ten idealny obraz zepsuł co prawda łańcuch spadający z wyrobionego wieńca... ale potraktujmy to jako wyjątek potwierdzający regułę).
Dzięki Frag za potwierdzenie kolejny raz, że się jednak da. Po tej Portugalii to objechanie Polski pozornie wydaje się drobnostką... a tak naprawdę niewielu było to dane na motocyklu z lat 50-tych. Fajnie przewija się fotki i w pół godziny zalicza wirtualnie trasę, gorzej się wybrać i zacząć swoją własną przygodę. I ja tak sobie o takim okrążeniu marzę od nastu lat co najmniej. Teraz to już niestety tylko "szlakiem Fraga" pozostało.
Popieram ideę wolnej, niespiesznej, kontemplacyjnej jazdy, bo osiąganie tego samego z limitem czasu ("iron butt") to nieporozumienie moim zdaniem. Znam i doceniam smak samotnego pokonywania kilometrów. W towarzystwie też jest fajnie oczywiście, a jeszcze odwiedzając co stówkę-dwie kolejnych gościnnych przyjaciół z noclegiem - tak też można. Ale prawdziwe leczenie skołatanych nerwów to tylko w samotności jednak. A jaka satysfakcja, gdy nic się po drodze nie zepsuje i potwierdzi się sens studiowania i dopieszczania każdego szczegółu.
Co mi się rzuciło w oczy: wsie z piaszczystymi drogami (nie wiedziałem, że jeszcze takie są), pojawiający się znienacka Skrzydlaty, sporo niemieckich rejestracji na przybyłych AWO, klimatyczne boczne drogi, Radruż, gdzie jeszcze niedawno byliśmy w ramach roztoczańskiego pikniku, no i sporo znajomych krajobrazów z szeroko pojętego południowego wschodu i Słowacji. Zdaje się, że jeszcze nie byłeś na Ukrainie - była by kolejna granica, ale może będzie to wyzwanie po wygaśnięciu epidemii?
Dzięki za podzielenie się zdjęciami. Większość (jak zwykle) bardzo przemyślana kompozycyjnie i technicznie bezbłędna. Sprzęt myślałem, że lepszy niż komórka, a tu zaskoczenie. Aż się prosi powiedzieć - zdjęcia kalendarzowe! Brawo!
Na marginesie... nie myślałeś o przejściu na filmowanie co główniejszych wypraw zamiast fotek tylko?
Popieram ideę wolnej, niespiesznej, kontemplacyjnej jazdy (...) A jaka satysfakcja, gdy nic się po drodze nie zepsuje i potwierdzi się sens studiowania i dopieszczania każdego szczegółu.
No, to teorię masz już w małym palcu. Najwyższy czas na zajęcia praktyczne.
Spiker napisał/a:
pojawiający się znienacka Skrzydlaty
Piotr był jednym z uczestników spotkania AWO bo był to punkt startu organizowanej przez LukSa wyprawy po Litwie i Łotwie. Do poczytania: http://awoforum.pl/index.php?topic=4873.0
Spiker napisał/a:
Zdaje się, że jeszcze nie byłeś na Ukrainie - była by kolejna granica
Nie kombinuję w ten sposób, żeby zaliczać i kolekcjonować kraje jak pocztówki. Poza tym mój paszport jest ciągle nieważny. Gdy go odświeżę (myślę o tym od paru lat, ze względu na trochę inny kierunek), czuję, że worek się rozwiąże.
Spiker napisał/a:
nie myślałeś o przejściu na filmowanie co główniejszych wypraw zamiast fotek tylko?
Nie lubię filmowania, jest zbyt absorbujące i koliduje z moją wizją jazdy na motocyklu, zwłaszcza solo. Nie pasuje mi to, że filmując zaczyna się patrzeć na świat oczyma potencjalnego widza, trochę kreując rzeczywistość, mniej lub bardziej świadomie. Nie lubię również żmudnego postprocesingu i montażu. Szczerze mówiąc, nie bardzo lubię oglądać filmy z wypraw innych kowbojów. I nie oglądam. Może właśnie dlatego ciągle chce mi się jeździć?
Fotki dają możliwość interpretacji, pobudzają wyobraźnię i przywołują wspomnienia. Zdecydowana większość ujęć powstała w miejscach, które odwiedzałem kolejny raz. Nawet teraz, gdy je oglądam, uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Tak tak, to była Podróż za jeden uśmiech.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach