PS. Byliśmy w tym samym czasie na pówyspie Iberyjskim, tyle, że dużo mniej ambitnym pojazdem. Patrząc po mapce część trasy w Aragonii i nad Costa del Sol się pokrywała, szkoda, że nie udało się spotkać tak ZACNYCH PODRÓŻNIKÓW na trasie.
Junak należy do mojego kolegi z Austrii. Spiker masz rację - to był punkt programu. Coś tam u Adama lekko stukało, to poprawiliśmy - ze ściągaczem to sama przyjemność. Jeśli chodzi o dodatkowe graty, to zabraliśmy prądnice, hamulce, łożyska, szprychy i dętki.
Hrabio, ośki na zapas żaden z nas nie miał. Ku zdziwieniu Adama zbrakło gwintu i trzeba było ją zakręcić bez napinacza.
Napisanie relacji, dziennika, pamiętnika przerasta moje możliwości. No, może jak bym miał sekretarkę... Ale ja mam wymagania! O wiele łatwiej odpowiadam na pytania, komentuję zdjęcia i sytuacje. Ale do rzeczy.
Jak Frag zadzwonił do mnie z propozycją wycieczki na Gibraltar (to był ogólny, otwarty kierunek) to od razu wiedziałem, że to jest to. Taka propozycja i w takim gronie nie zdarza się często. Przejechałem z nim parę kilometrów jeszcze Awokiem i wiem, że facet jest zacięty, nie odpuści. Dziwne, ale nie miałem wątpliwości, że możemy nie ukończyć trasy, chociaż to mój iż tak bardzo mnie doświadczał.
Motolis to klasa sama w sobie. Takie wyprawy to dla niego codzienność, albo raczej coroczność.
Dlaczego dobrano mnie - nie wiem. Może dlatego, że jestem niepoprawnym wesołkiem? Najpewniej zadecydował fakt, że małpy gibraltarskie znałem osobiście.
Zdjęcia z wycieczki będę zamieszczał sukcesywnie w galerii forumowej. Jeśli chodzi o relację to temat traktuję jako otwarty, rozwojowy. Uważam, że w takiej formie mogę udzielić wyczerpujących odpowiedzi na nurtujące Was pytania.
Pozdrawiam Adam
Może jednak nie pisać relacji z tej wyprawy? Po co się katować. Byliście, co widzieliście to wiecie. A inni jak chcą to niech sami pojadą. Ludzie to by chcieli wszystko wiedzieć. A takiego! Ewentualnie krótka odpowiedź na 2-3 najczęściej powtarzające się pytania (jak wam się będzie chciało oczywiście).
Tulejka została wymieniona we Francji, do domu było już ponad 1000km
Na czym podgrzewaliście tłok do montażu sworznia?
[ Dodano: Sro 01 Lip, 2015 ]
mcfrag napisał/a:
kwestia polowania na olej do mieszanki zasługuje na osobną opowieść.
Pewnie dwutaktów coraz mniej w Europie, taki olej to w sklepie z kosiarkami
Można było nalać jakiegokolwiek taniego oleju dostępnego na stacji do silników czterosuwowych. Nieznacznie różnią się od tych przeznaczonych do 2T, mogą się trochę trudniej mieszać z benzyną, ewentualnie trochę "inaczej" dymić. Ale katalizatorów to by Wam nie pozatykało
Choć rozumiem dmuchanie na zimne, zwłaszcza tak daleko od garażu.
Może jednak nie pisać relacji z tej wyprawy? Po co się katować. Byliście, co widzieliście to wiecie. A inni jak chcą to niech sami pojadą. Ludzie to by chcieli wszystko wiedzieć. A takiego! Ewentualnie krótka odpowiedź na 2-3 najczęściej powtarzające się pytania (jak wam się będzie chciało oczywiście).
Spiker, wymiękłem. Ty też nie zrozumiałeś... Spróbuję wytłumaczyć jeszcze raz.
To nie tak, że nie będzie relacji. Doskonale rozumiem Waszą ciekawość i chętnie podzielę się wszystkim, czym będę mógł, podobnie jak moi współtowarzysze. Rezygnujemy tylko z typowej dla naszego forum formy opowieści opartej o chronologię. W naszym przypadku wyprawa polegała na zaplanowanych i do bólu powtarzalnych sekwencji czynności, których opisywanie raczej nie byłoby niczym interesującym. Jak się jedzie 400km chyba każdy wie - jedynka w dół, potem trzy biegi w górę i rura! My zrobiliśmy to dwadzieścia parę razy pod rząd, ot cała historia.
W trakcie trwania wyprawy, gdy już ujawnił się nam jej rytm i smak, zrozumieliśmy, ze nie damy radę opowiedzieć o tym w klasyczny sposób. Zdecydowaliśmy więc, że zamiast opisywać ciurkiem dzień po dniu lub podpisywać ciąg chronologicznie ułożonych zdjęć, zrobimy to inaczej.
Na początek parę słów o zabranych gratach. Pierwotny plan był taki: wszyscy polecimy na 49, wtedy osiągniemy maksymalną kompatybilność i będzie można podzielić się zapczęściami. Wyszło tak, że Paweł pojechał na 56 a dodatkowo każdy z nas miał inne prądy (Adam ma elektrownię z MZ) i o większość spraw trzeba było zatroszczyć się we własnym zakresie.
Graty, które wziąłem to zestaw, z którym latam po kraju w kilkudniowe trasy, nieco tylko rozszerzony. Na Gibraltar dopakowałem:
- szczęki hamulcowe tylnego koła
- łożyska kół 6202 (4x) i ich ściągacze (do całych i całkowicie ubitych)
- kompletny układ elektryczny (zazwyczaj wożę tylko puszkę, tym razem dorzuciłem prądnicę, wirnik i zapasowy regler)
- tłok, sworzeń, pierścienie, tulejkę i ściągacz
- zapasowy gaźnik bez komory
- szprychy - komplet na tylne koło i krótkie przednie - po 18szt.
- dodatkowe linki sprzęgła/hamulca przedniego - z baryłką z gwintem
- komplet tarcz sprzęgłowych (tych plastikowych)
- dodatkowe szczotki, przerywacze, kondensatory, żarówki itp)
jarcco napisał/a:
Na czym podgrzewaliście tłok do montażu sworznia?
Atmosfera tego ranka była dość gorąca, nie musieliśmy go podgrzewać.
jarcco napisał/a:
Można było nalać jakiegokolwiek taniego oleju dostępnego na stacji do silników czterosuwowych.
Problem polegał nie na rodzaju oleju ale na jego dostępności i cenie. Jeżeli dostępny był olej 4T, to z reguły obok stał jakiś "LE MIXOL". Gorzej było wtedy, gdy przez kilkadziesiąt kilometrów nie trafiała się żadna stacja obsługowa. Szczerze zadziwiła (in minus) nas cena olejów wszelakich - pierwszy napotkany po dłuższych poszukiwaniach olej 2T kosztował 12,5EUR za litrowa flaszkę.
Szczytem przegięcia był olej w cepeenie przy hiszpańskiej autostradzie - za litr winszowali sobie 42EUR!
Dopiero po pewnym czasie odkryliśmy, że we Francji olej kupuje się w Leklerkach i Intermarszach. Dwulitrowa flasza za 8EUR - tu już była inna rozmowa.
Panowie, CHAPEAU BAS! Myślałem że z tym Gibraltarem to jakaś ściema a tu proszę. Brawo! Komarami do Iraku, Jankiem na Monte Cassino, WSKami do Chorwacji czy z Tropikiem do Kosowa - to czemu by nie Iżem na Gibraltar!
Zazdroszczę wyprawy oraz wspomnień, które na długie lata obrosną legendami opowiadane przy ognisku. Żałuję, że nie uda mi się posłuchać relacji na gorąco, ale może załapie się na taką wpół letnią.
Jam z mym tego sezonowym przebiegiem niegodzien wam rozwiązać rzemyka przy sandałach.
Patrząc oliwe za 12 ojrasów boję się zapytać o orientacyjny koszt całej wyprawy?
mcfrag napisał/a:
Dopiero po pewnym czasie odkryliśmy, że we Francji olej kupuje się w Leklerkach i Intermarszach. Dwulitrowa flasza za 8 - tu już była inna rozmowa.
A inne przemyślenia i ciekawe odkrycia, dla potomnych?
_________________ [MZ ES 250/2] [IWL BERLIN] [NSU 201 ZDB] [MZ ES 250/1] + inne
A inne przemyślenia i ciekawe odkrycia, dla potomnych?
Bez chińskiej grzałki za 5 zł, takiej zwykłej do gotowania wody, nasza kuchnia polowa przestałaby funkcjonować. Zastrajkowała dopiero w Miedzyrzeczu. Przeczuwała koniec wyprawy. Dostała nowy (czytaj inny) kabel i aż gotuje się do nowej wyprawy.
A jak wyglądał temat jazdy po górach? przecież Hiszpania, Włochy i Austria to dużo podjazdów i zjazdów. Sprzęty dawały radę? jak ze zjazdami, bo wiadomo, że tylko na "hamulce" mogliście liczyć, bo silnikiem nie da rady; jeśli do tego dodać wysoką temperaturę z południa to wyprawa musiała być ciekawa.... Czy pod tym kątem wyprawa zaczęła się z północy a południe z podjazdami i zjazdami na koniec? Jaką przelotową mieliście na prostej, a jaką w górach? Mieszanka w górach taka sama?
Mnie interesuje bardzo np. w jaki sposób walczyliście z upałem i grzaniem się silnika.
Iże, jak i współczesne motocykle, mają ograniczoną nośność. Takie rzeczy jak kuchenka, namiot czy narzędzia/ części wzięliście po jednym komplecie na wszystkich i podzieliliście się ciężarem?
Ciekawy jestem też jak ze spaniem wybraliście, kempingi czy spanie na dziko, na parkingach autostrad czy może na stacjach benzynowych? Niby proste pytanie ale noclegi kempingowe są mordercze cenowo dla Polaka Hiszpanii.
_________________ "..wolność i przestrzeń niczym nieograniczona.."
Mnie interesuje bardzo np. w jaki sposób walczyliście z upałem i grzaniem się silnika.
Nie walczyliśmy z upałem. Nie mieliśmy z czym walczyć.
Kluczem do sukcesu był świadomie wybrany termin wyprawy. Tu nie było przypadku, wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, co to znaczy jechać w upale. Sprzyjało nam też szczęście - wiosna w tym roku była długa i chłodna. Kto to jeszcze pamięta?
Praktycznie całą trasę przelecieliśmy w "długim rękawie". Parę razy w ESP i PT zdarzyło się, że mój maksymalny zestaw ochronny, czyli dwa windstoppery plus sztormiak p-wiatr nie zapewniał wystarczającego komfortu cieplnego.
Komar napisał/a:
Iże, jak i współczesne motocykle, mają ograniczoną nośność. Takie rzeczy jak kuchenka, namiot czy narzędzia/ części wzięliście po jednym komplecie na wszystkich i podzieliliście się ciężarem?
Kuchenki nie wzięliśmy, nie zamierzaliśmy gotować. Własny namiot, narzędzia, części itp. każdy targał sam.
Ja pakowałem się tak, jakbym cała trasę miał przejechać solo. Szacuję, że miałem ze sobą ok. 30-35kg bambetli, wliczywszy 1,5l butlę wody (ZAWSZE, woda to podstawa), kupowane codziennie świeże lokalne żarcie, olej 2T (czasem nawet 3-4l) itp. Moi współtowarzysze zrobili podobnie - tak sądzę, choć zawartości bagaży nie porównywaliśmy.
35kg tobołów waży tyle, co pół dorosłego pasażera. Nasze motocykle, mimo, że objuczone, prowadziły się praktycznie jak puste. Upierdliwością było jedynie tankowanie (z reguły dwa razy dziennie) oraz samo dosiadanie i schodzenie z motóra. Dzięki tej wyprawie spokojnie mogę zatańczyć kankana.
Komar napisał/a:
Ciekawy jestem też jak ze spaniem wybraliście, kempingi czy spanie na dziko, na parkingach autostrad czy może na stacjach benzynowych?
Już przed wyjazdem ustaliliśmy, że noclegujemy tylko na legalu. Jeden z nas bardzo źle sypia w dzikich obozach, poza tym ten sposób rozwiązuje nam wszystkie problemy higieniczne, aprowizacyjne, energetyczne i komunikacyjne. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to była dobra decyzja gospodacza. Nie wyobrażam sobie koczowania na dziko w półpustynnym, bezcieniowym, bezwodnym i praktycznie bezludnym świecie, przez który przyszło się nam tarabanić.
La Linea pod Gibraltarem, typowy camping w ESP. Zero trawy, do śledzia bez młotka nie podchodź.
Komar napisał/a:
Niby proste pytanie ale noclegi kempingowe są mordercze cenowo dla Polaka Hiszpanii.
Nie było tak źle. Z racji tego, że przed sezonem, najdroższe campingi kosztowały nas nie więcej niż 16EUR (zdarzyło się ze 3-4 razy). Bywało, że za iżonamiotoosobę płaciliśmy tylko po 4EUR (mówię o campingu full wypas, żeby nie było). Parę razy wcale nie płaciliśmy za nocleg ale również wtedy biwakowaliśmy legalnie, uzgadniając to z gospodarzami terenu. Generalnie można przyjąć, że średni koszt noclegu to ok. 10EUR - moim zdaniem do wytrzymania.
To faktycznie nie ma bólu cenowego, w Moryniu było 20 zł z falująca podłogą w łazience. Jak widać ceny kempingów u nas gonią starą UE, zarobki pewnie też, czy się mylę?
Dziękuję za informację. Ceny kempingów to mnie zaskoczyły. Mnie się nie udało zejść w tym roku poniżej 20 euro poza dwoma przypadkami. Bardzo wam gratuluję.
_________________ "..wolność i przestrzeń niczym nieograniczona.."
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach