Kończy mi się wolne. Jeżeli dziś nie ruszę tematu, szybko tego nie zrobię.
Było tak: pewnego jesiennego popołudnia zadzwonił telefon. To był Motolis, rozochocony niedawną bieszczadzką wycieczką na wuesce. W luźnej rozmowie na temat planów wyjazdowych padły znamienne słowa: a może by tak na Gibraltar? Niewiele myśląc powiedziałem: wchodzę!, niespecjalnie świadomy tego, że to nie żarty. A jednak!
"Trzeci do brydża" znalazł się bardzo szybko. Adam (katalina) był pierwszym i w sumie jedynym, oczywistym dla nas obu kandydatem. Tak, jak się spodziewałem, kupił pomysł bez chwili wahania.
Pozostało nam już tylko sprawdzić motocykle, ustalić termin, odepchnąć na kilka tygodni wszystkie ziemskie sprawy i można było jechać.
Sprzęt ogarnialiśmy indywidualnie. Początkowo, pomny włoskich doświadczeń Pawła i świadomy kosztów ściągania motocykla z dalekich krain, zamierzałem z gratów zalegających w garażu ulepić iża zastępczego - w razie grubej awarii zepchnąłbym go do rowu i wrócił stopem. Skończyło się na decyzji, że pojadę moim wiernym 49, który m.in. z tego powodu wiosną dostał "nowy" silnik. Jak zwykle lenistwo wzięło górę.
Jechaliśmy na południe, więc w grę wchodziły dwa terminy: przed lub po upalnym sezonie turystycznym. Jednogłośnie wybraliśmy ten wcześniejszy, ustalając datę wyjazdu na pierwszego czerwca. Wcześniej, prawie jak zdeterminowany samobójca, pozamykałem wszystkie rozpoczęte sprawy, uregulowałem zobowiązania, opłaciłem rachunki, wziąłem miesiąc urlopu i rozpocząłem odliczanie.
Przed wyjazdem raz się spotkaliśmy. Tydzień przed godziną zero zjechaliśmy się w Międzyrzeczu, akurat tam wszyscy mieliśmy mniej więcej tyle samo kilometrów. Uzgodniliśmy założenia wyprawy, listę części zamiennych, których nie ma sensu dublować oraz tych, które bezwzględnie każdy powinien mieć u siebie. Wybraliśmy też miejsce zbiórki. Spotykamy się w Leśnej pod zamkiem Czocha i razem ruszamy na południowy zachód.
Wyprawa trwała 23 dni, tylko jeden z nich był dniem całkowicie beziżowym. Nie licząc dojazdów do startu trasy (Leśna) i mety (Międzyrzecz), które każdy robił sam, przejechaliśmy nieco ponad 8000km. Motocykle świetnie się spisały, jedynie Iż Adama co jakiś czas delikatnie domagał się uwagi. Na szczęście byliśmy przygotowani na wszystkie problemy, które nas spotkały. Pokonywanie każdego z nich było dodatkową rozrywką, choć pewnie Adam może oceniać to trochę mniej entuzjastycznie.
Mapa trasy:
W tej chwili nie jestem w stanie składnie opowiedzieć o tym, co się działo po drodze. To nie była zwykła popołudniowa wycieczka, niełatwo zreferować godzina po godzinie prawie cztery intensywne tygodnie w siodle. Aspektów takiej podróży wartych poruszenia jest tyle, że zrobimy to razem, wraz z rozkręcaniem się tematu. A tymczasem podam link do kilku(set) fotek - nie ma sensu wklejać je w treść tego posta a wybrać kilkunastu nie potrafię.
Na początku to szczerze gratuluję pomysłu, jak i odwagi w jego realizacji. Wiem że wyprawa zaczyna się już w chwili zaakceptowania pomysłu. Tym bardziej zazdroszczę.
Podziwiam również czas spędzony na Iżu, powiedzmy trochę nieergonomicznym urządzeniu, że o osiągnięciu celu w postaci powrotu na kołach nie wspomnę!
Obejrzałem zdjęcia. Warto, naprawdę warto robić takie rzeczy aby później, za trochę lat, wspominać i cieszyć się z dobrze "zainwestowanego" czasu.
Mieliście nawet tulejkę korbowodu w zapasie i narzędzia do montażu? Widok rozsypanego łożyska w kole już mnie nie zaskakuje, choć nie rozumiem dlaczego to taki słaby element, wydawał mi się zawsze solidny. Miałem pytać dlaczego wiozłeś telewizor na bagażniku, ale już się domyślam co tam mogło być.
mcfrag napisał/a:
nie jestem w stanie składnie opowiedzieć o tym, co się działo po drodze
Noo.. troszkę się zawiodłem, nie korci Cię napisać czegoś więcej? Rozumiem że referat - dzień po dniu - jest trudny do ogarnięcia i wymaga bardzo wiele czasu, ale może warto opisać wspomnienia, w głowie zostają najciekawsze chwile, tyle że nie na zawsze. Jestem samolubny, ale czytając takie opisy podróżuje się trochę samemu.
A może poczytamy o tym w jakiejś gazecie, a może Katalina albo Motolis się zdecyduje?
Noo... troszkę się zawiodłem, nie korci Cię napisać czegoś więcej?
Ależ jak najbardziej! Powtórzę: aspektów takiej podróży wartych poruszenia jest tyle, że najlepiej robić to stopniowo, wraz z rozkręcaniem się tematu. 8000km to statystycznie kilkuletni przebieg jeżdżącego forumowego iża. Jak to opisać w jednym poście?
Zaczynając temat przyjąłem założenie, że pogadamy o wielu sprawach etapami, wraz z pojawianiem się ewentualnych pytań. Ciekawy np jest aspekt tankowania w różnych krajach a kwestia polowania na olej do mieszanki zasługuje na osobną opowieść. Wszystko w swoim czasie. Cierpliwości!
jarcco napisał/a:
Mieliście nawet tulejkę korbowodu w zapasie i narzędzia do montażu?
Gdybyśmy nie mieli, byłoby nieciekawie. Tulejka została wymieniona we Francji, do domu było już grubo ponad 1000km. Deczko daleko.
jarcco napisał/a:
Miałem pytać dlaczego wiozłeś telewizor na bagażniku, ale już się domyślam co tam mogło być.
O, to też jest interesująca kwestia. Co Ty byś zabrał na taką trasę a czego nie? Pakując się długo dumałem nad każdym wziętym gratem, w końcu to kilkuletni przebieg zrobiony w miesiąc, wszystko się może zdarzyć.
jarcco napisał/a:
A może poczytamy o tym w jakiejś gazecie, a może Katalina albo Motolis się zdecyduje?
Piknik już za tydzień. Są duże szanse na relację z pierwszej ręki.
Przyznam się, że fotkę z Gibraltaru w pozdrowieniach wziąłem za żart-fotomontaż, bo nie mieściło mi się to w głowie! Dojeżdżając do celu chyba nadal mieliście niedosyt? Afryka też zresztą była na wyciągnięcie ręki, nie korciło?
Zastanawiałem się czy da się przejeżdżać Iżem średnio 400km dziennie przez kilka tygodni. Wy zrobiliście w 22 dni 8000km co daje 363km dziennie!
Czekam z niecierpliwością do pikniku na podzielenie się doświadczeniami.
Oglądając zdjęcie, też miałem je za żart ale co widzę to... nie do opisania przestrzeń, którą zagieliście swoimi już nie młodymi sprzętami. Gratuluję wyprawy życia! Już teraz rozumiem remont silnika na wiosnę...
Panowie (frag, katalina i lisek) co mogę powiedzieć? Chwaliłem się wami na lewo i prawo i podziwiam odwagi i zazdroszczę możliwości! Choć przyznam, że jak moi przedmówcy w pierwszej (słabej jakości) fotce wklejonej przez Marka szukałem fotomontażu.
Obiecuję że relację przeczytam uważnie i ze zrozumieniem.
BRAWO!!!
Miały być podane szczegóły w formie odpowiedzi na pytania więc zadaję jedno.
- Zachodzę w głowę jak mogła się zdarzyć sytuacja awaryjna z tulejką korbowodu? No i czyj szósty zmysł przewidział, że trzeba zabrać właśnie ten element w zapasie i to w dodatku z przyrządem do wciągania? Czyżby już wcześniej były symptomy, że coś się może w tym miejscu stać? Co jeszcze było w zapasie z nieawaryjnych części?
Pitek napisał/a:
Jak Wy znaleźliście tego Junaka?
Widok Junaka (prawdopodobnie Niemcy) mnie nie dziwi, bo jest tam spore grono ich posiadaczy, głównie wśród osób o polskich korzeniach. Domyślam się, że to był wcześniej ustalony punkt trasy. Czy tak?
No i pytania retoryczne (w sumie dla mnie największa zagadka, ale nie trzeba odpowiadać). Gdzie można znaleźć takie święte kobiety pozwalające na "miesięczną przejażdżkę z kolegami"? Ewentualnie ile rozwodów się szykuje?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach